Town of Colorado

Informacje

Blog Town of Colorado został otwarty dnia 24.10.2021 roku o godzinie 20:00
Stan Bloga: 13
Kobiety: 9
Mężczyźni: 4

Archiwum

Statystyka

Popularne posty

Od Xaviera cd Andy

||

Poprawiłem się  na kanapie, patrząc na nią, unosząc brew. Czy ona właśnie wprosiła mi się do domu? Od tak właśnie zostałem poinformowany, że na te kilka dni przenosi się do mnie. A myślałem, że ludzie, których do tej pory brałem za bezpośrednich to dużo. Dopóki nie poznałem dziewczyny obok mnie. Ona naprawdę nie miała za hamowań. Nie, żeby mi to przeszkadzało.

- Wciągu niecałej godziny z szofera awansowałem na chłopaka, a teraz nawet mieszkamy razem? W takim tempie to do piątej będziemy po rozwodzie – rzuciłem podkładając jedną rękę pod kark.

- I to co najmniej po drugim –prychnęła upijając łyk herbaty.

Pokręciłem na nią głową ponownie skupiłem się na lecącym w tle filmie.

- Nie licz, że cokolwiek dostaniesz podczas rozwodu –dodałem poważnym głosem, na co dziewczyna zaśmiała się kopiąc mnie lekko w bok.

Ponownie skupiliśmy się na seansie, gdzie bohaterowie, zatrzasnęli się w piwnicy. Czas mijał na oglądaniu i komentowaniu głupoty bohaterów. Aż seans został przerwany, przez ponowy dzwonek mojego telefonu. Zmarszczyłem brwi, widząc połączenie od mojej siostry. Odebrałem, a słysząc jej pierwsze słowa włączyłem głośno mówiący.

- Dlaczego Rita wydzwania do mnie mówiąc, że cię pojebało do reszty? – Rozległ się zaspany głos Shay. – I że niby jesteś w związku? Ty?

- Chyba powinienem się obrazić – mruknąłem, robiąc jednocześnie minę do dziewczyny. Spojrzałem na nią po czym dodałem. – I dziwne, że to ty nie dowierzasz, skoro ją nawet spotkałaś.

- No przepraszam, ale brzmi absurdalnie – odparła, po czym dopiero po krótkiej przerwie zareagowała na dalszą część. Po pobudce zawsze reagowała z opóźnieniem. – Czekaj czekaj ta laska w twoim mieszkaniu?

- Yhm. Tylko nic na razie nie mów mamie, bo to dość świeża sprawa.

- Człowieku sama w to nie wierzę. Muszę to ogarnąć na pełnym wybudzeniu – sarknęła, po czym dodała, że idzie uczyć się do kolokwium i stwierdziła, że może odezwie się później.

- Zobaczymy czy to kupi – rzuciłem odkładając telefon na stolik.

- Wciągnąłeś się w to kłamstwo – zakpiła, poprawiając sobie poduszki.

- Czego to człowiek nie zrobi dla chwili spokoju – westchnąłem z cierpiętniczą miną, co wywołało rozbawienie Andy.

W pewnym momencie Joker zaczął uderzać mnie w rękę nosem. Moje spojrzenie padło na zegarek, który pokazywał, że lada moment będzie piąta, co oznaczało porę spaceru dla zwierzaków. Podniosłem się z kanapy, przywołując do siebie psy. Luna niechętnie podniosła łeb z dziewczyny idąc do mnie.

- Co jest? – Zapytała rudowłosa, patrząc na mnie.

- Czas spaceru. Zaraz wracamy – rzuciłem zabierając telefon leżący na stoliku.

Kiwnęła głową przekręcając głowę w stronę telewizora. Kiedy wróciłem po szybkiej rundce, a przynajmniej w porównaniu do zwyczajnej długości zastała mnie w mieszkaniu cisza. Udałem się do salonu zastałem śpiącą na kanapie dziewczynę. Wziąłem delikatnie dziewczynę na ręce, która na ten ruch jedynie wymamrotała coś niezrozumiałego, nawet nie otwierając oczu na moment. Zaniosłem ją do sypialni na antresoli. Położyłem dziewczynę na łóżku i nawet nie wiem, w którym momencie obok niej położyła się Luna. Zdecydowanie polubiła dziewczynę, więc darowałem sobie wyganianie jej. Po szybkim ogarnięciu się i zabraniu łap psa, położyłem się czekając kolejne minuty na sen.

***

Po południu odwiozłem Andy na siłownię, upewniając się, że będzie miała jak później wrócić. Później niestety dzień zaczął się sypać coraz bardziej. Kilka średnio udanych spotkań, przytarty samochód i strata butelki całkiem drogiego trunku. Siedziałem w biurze przekładając w miarę sensownie sprawy z następnych dwóch tygodni, kiedy mój dzień postanowił się spieprzyć jeszcze bardziej poprzez przyjście Rity. Ledwie zamknęła drzwi, zaczęła:

- Xavier co ta wczorajsza miała znaczyć. Jakoś ostatnio nie wspomniałeś nic o tym, że jesteś w związku.

- Bo to nie twój interes – powiedziałem nie podnosząc nawet głowy znad blatu. – Powinnaś przyjąć do informacji to, że mam dziewczynę i zakończyć temat.

- Ja wiem, że przed każdą rocznicą zachowujesz się kompletnie jak nie ty – słysząc ten wstęp poderwałem zdenerwowany wzrok na nią, czekając co dalej wymyśli - co więcej bywasz mocno przerażający, bo nie raz wpadasz w istną manię. Często nie panujesz najlepiej nad sobą. Robisz rzeczy, których później żałujesz…

- Jak spanie z tobą… Masz rację, byłaś mi potrzebna tylko do odreagowania, ale w tym roku nie przydasz mi się nawet do tego…

Ból w oczach był jedyną reakcją na moje ostre słowa i złośliwy uśmieszek. Mierzyliśmy się spojrzeniami – ona czystym niedowierzaniem, że takie słowa mogły paść z mojej strony, ja z czystą kpiną. Nie musiałem tak myśleć, ważne, aby ona w je uwierzyła i wyszła z mojego popieprzonego życia puki może. Nawarstwiającą się ciszę przerwało otworzenie się drzwi. W progu stała Andy, która zmierzyła nas wzrokiem, by po chwili wejść pewnie do pomieszczenia. Świetny czas z dołożeniem do gry naszego związku.

- Xavier jest teraz zajęty – warknęła Rita, nie odwracając wzroku ode mnie.

- No co ty nie powiesz – prychnęła rudowłosa, całkowicie ją ignorując, kiedy rzuciła swoje rzeczy na kanapę stojącą pod ścianą. – Zapomniałam kluczy od twojego mieszkania – dodała, zapewne chcąc podenerwować Ritę naszym „związkiem”.

Przerwałem cichą wojnę toczoną z blondynką i zerknąłem na rudowłosą, a wzrok blondynki stojącej przede mną jak strzała również znalazł się na niej. W końcu Rita wiedziała, że nikogo poza niektórymi członkami mojej rodziny, nie wpuszczam do mojego mieszkania. Widziałem jak łączy kropki. Andy podeszła do mnie, rozsiadając się wygodnie na moich kolanach. Objąłem ją ramieniem, lokując dłoń na jej udzie.

- A więc to jest ta twoja dziewczyna – rzuciła ponownie wpatrując się mi prosto w oczy.

- Skoro tak cię to ciekawi. A i owszem – powiedziałem poważnym tonem.

Andy?

Od Andy cd Xavier

||
W końcu znalazłam w radiu jakąś stację, z której aktualnie leciała muzyka. Mogłam odpocząć i sprawdzić jeden z opatrunków. Nie to, że przeciekał, co rana była nieco głębsza. To właśnie to nacięcie nie podobało się Airyn, jednakże nie powiedziała nic. Jej wyraz wyrażał zdecydowanie więcej niż słowa.
- Zatrzymaj się tutaj. Nie wyłączaj silnika. Zajmie to dosłownie chwilę. - powiedziałam. Zatrzymał, wyskoczyłam z auta i skierowałam się do pobliskiej apteki, choć to, co dzieje się na jej tyłach jest tajne. Niemalże na wejściu przywitała mnie Sierra. Dziewczę jest urokliwe i młode. Zabrała mnie na zaplecze, a jej szefowa i moja dobra ratowniczka. Zdjęła zakrwawiony opatrunek, odkaziły ranę i po znieczuleniu i pigułkach przeciwbólowych. Mogły wówczas, sprawdzi i zaszyć ranę. Do tego nałożyły opatrunek i podały mi maść, którą zapewne będę musiała stosować. Opatrzyły zarówno siniaka na boku brzucha, jak i inne delikatne i lekkie rany. Po czym wypuściły. Wróciłam do auta jakby nigdy nic.
- To jedziemy do ciebie. - powiedziałam i się przeciągnęłam. Nie czułam bólu związanego z ręką, gdyż zarówno leki, jak i znieczulenie wciąż działało. Nie pytał, jedynie czułam na sobie jego spojrzenie, nic więcej.

***
Po wejściu do jego mieszkania, jako pierwsza Luna się przywitała. Kochany psiak. Szkoda, że nie mam żadnego. Gdyż zwyczajnie jedno z rodzeństwa mu uczulenie to na sierść albo pierze. Ziewnęłam sobie i usiadłam wygodnie na kanapie. Sięgnęłam po książkę i ja otworzyłam, by sobie poczytać. Uniosłam głowę, gdyż poczułam na sobie czyjejś spojrzenie. Nikt nie patrzył, ale wciąż je czułam.
- To mieszkanie ma swój urok, w tym i duszę twojej ukochanej. - powiedziałam.
- Jeśli jej dusza tu została to jedynie by mnie ukarać i pilnować popadnięciem w całkowite szaleństwo. - odpowiedział. Wyczułam coś dziwnego w jego głosie. Podpowiadało mi, że powinnam do niego podejść. Instynkt, zrobiłam to, co podpowiadał. Odłożyłam książkę i podeszłam do lekko zdziwionego chłopaka, przytuliłam go i pogłaskałam po głowie. Nie trwało to długo, ale czułam, że tak się powinno. Chyba tego potrzebował właśnie. Jakiegoś wsparcia, zrozumienia, w sumie sama nie wiem do końca.
- Idę wziąć prysznic. - jak powiedział tak i zrobił.
Akurat, gdy Xavier brał prysznic, jego telefon zaczął dzwonić.
- Xavier telefon! - krzyknęłam na tyle, by usłyszał mimo lecącej wody, która zapewne mnie zagłuszała.
- Odbierz. Jeśli to coś ważnego to oddzwonię. - odpowiedział głośno. Wrócił do swojej czynności najpewniej, a ja zwyczajnie odebrałam jego telefon.
Po drugiej stronie w słuchawce odezwał się głos dziewczyny. Taki głos ma Rita. Coś tam słyszałam, że ona i Xavier sypiają, albo i sypiali ze sobą.
- Witam tu telefon Xaviera. Jeśli to coś ważnego proszę mówić. Jeśli to zazdrosna paniusia proszę sobie znaleźć inny numer. - powiedziałam zwyczajnym głosem, a co do drugiego zdania użyłam słodko, piskliwego tonu.
- Ktoś ty za jedna? Gdzie Xavier? - warknęła. Czułam w jej głosie zazdrość.
- Bierze prysznic. - odpowiedziałam jakby znudzona. - Niebawem idziemy spać. - dodałam po dosłownie chwili. Zawsze kręciło mnie dokuczanie i irytowanie osoby po drugiej stronie słuchawki. Dziewczyna chyba coś robiła, bo słyszałam jakiś hałas w tle.
- Kim jesteś? - nagle usłyszałam pytanie. Uśmiechnęłam się i na żarty, dałam naprawdę zaskakującą odpowiedź, w którą zapewne na początku nie uwierzy, ale może da mu spokój. Takie dziewczyny bywają uciążliwe. Gdyż są podobni faceci.
- Jego dziewczyną. Choć spotykamy się dopiero kilka dni. - odpowiedziałam, nawet jeśli jej reakcja była dosyć prawdziwie dziwna. Musiałam odsunąć telefon, gdyż krzyk i hałas mogły sprawić, że bym ogłuchła.
- On nie ma żadnej dziewczyny. - odpowiedziała prędko. Wywróciłam oczami i wstałam. Weszłam do łazienki, akurat się wycierał i miał jedynie ręcznik na biodrach. Uśmiechnęłam się chytrze i podeszłam do niego.
- Lalka, właśnie chłopak się umył. Nie dzwoń do niego no, chyba że to będzie związane z pracą. Pa słonko. - powiedziałam i się rozłączyłam. Oparłam się o blat umywalki i podałam mu telefon.
- Chłopak? Kto dzwonił? - dopytał. Jego brew się uniosła, ja jedynie westchnęłam.
- Rita dzwoniła. Jeśli powiesz, że masz dziewczynę, da ci w końcu spokój. - powiedziałam i przyjrzałam się jego wyrzeźbionemu ciału. Kilka tatuaży oraz blizn. Przejechałam palcami po jego nieco wilgotnym, ale ciepłym ciele.
- Zanim zapomnę. Na żarty, podałam się za twoją dziewczynę. Jesteśmy ze sobą kilka dni. Ach słodko było się z nią drażnić. Nie psuj mi tej zabawy. - powiedziałam i uśmiechnęłam się, po czym przypadkowo chwyciłam za jego ręcznik i zwyczajnie upadł. Wyszłam z łazienki, nie obejrzałam się, gdyż nie na tym polegają moje zaczepki. Do tego lepiej, żeby nie myślał nad tym smutnym tematem. Nawet jeśli nie znam Sary, to chłopak cierpi w ciszy. Słyszałam, że wyjeżdża w rocznicę jej śmierci i słuch po nim ginie. Jednakże nie powinien być wtedy sam. Zmarli nie chcą, byśmy cierpieli. Wiem, gdyż znałam kogoś, kto umarł. Dziwne zjawisko. Poznałam tego kogoś w szpitalu, gdy miałam niegroźny wypadek. Nie miała to osoba nikogo, dlatego też wpadła na mnie.
Westchnęłam i nalałam wodę do czajnika, by po chwili móc go włączyć. Chciałam zrobić sobie herbaty i móc wrócić, poczytać. Gdyż dzisiejszej nocy, sen nie chciał do mnie zawitać. Poza tym zaczęłam czytać ciekawą książkę i chciałam ją dokończyć. Do tego Luna mi towarzyszyła, więc jedynie ciepłego napoju brakowało i koca.
Xavier się zjawił akurat, gdy szukałam herbaty. Zapomniałam się go dopytać gdzie leży. Przestawił mnie jak zabawkę na bok, po czym z jednej z szafek wyciągnął herbatę. Jakby wiedział, czego szukam.
- Skoro już jesteś i znalazłeś herbatę. To mi ją dokończ i przynieś. Dzięki Xav. - powiedziałam i wróciłam na kanapę. Usiadłam sobie wygodnie, wzięłam książkę, Luna się przytuliła do mnie i mogłam kontynuować czytanie. Gdy chłopak przyniósł herbatę, niewiele powiedziałam, gdyż się zaczytałam. Sam także zrobił sobie coś do picia. Przerwałam czytanie, by położyć nogi na jego nogach, wygodniej mi było. Poprawiłam także koc. Wygodnie mi było, poza tym on był zajęty. Przeglądał papiery, aż w końcu ponownie jego telefon zaczął dzwonić. Spojrzałam, jak odbiera, jednak nie wstał ani nie ruszył się z miejsca. Włączył głośnomówiący, może delikatne żarty i kłamstewka dobrze zrobią.
- Xavier kim jest ta dziewczyna, która odebrała twój telefon? - spytała Rita. Spojrzałam się na chłopaka, gdyż byłam ciekawa tego, co zrobi. Czy pociągnie ten słodki kłamliwy żarcik, czy może powie prawdę?
- Dziewczyną. Kim miałaby być? - spytał chłopak. Chciałam zachichotać, ale zwyczajnie siedziałam cicho i słuchałam.
- Mówiłeś, że nie szukasz dziewczyny? Kłamałeś? - spytała.
- Nie kłamałem. Nie szukałem dziewczyny. Jednakże wyszło, inaczej niż chciałem. - odpowiedział.
- Kim ona jest? Znam ją? - dopytała.
- Z kim rozmawiasz? - spytałam chłopaka.
- Z Ritą. - odpowiedział zgodnie z prawdą.
- Dzwoni w sprawie interesów czy prywatnie? Obiecałeś, że obejrzymy razem film. - dodałam i pokazałam chłopakowi język. Naprawdę bawiłam się doskonale.
- Rita pogadamy jutro. - powiedział. Zanim się jednak rozłączył.
- To kiedy przestawisz nam swoją dziewczynę? - spytała.
- Niebawem. - po tych słowach się rozłączył. Ja za to zaczęłam się śmiać w najlepsze. Przy tym obudziłam psy. Nie mogłam się powstrzymać, gdyż to było tak zabawne, że aż szalone.
- Gratulacje, dorobiłeś się fałszywej dziewczyny i związku. - odetchnęłam, po śmiechu. Gdyż to było naprawdę zabawne.
- To oglądamy ten film, o którym mówiłaś. - rzekł.
- Pewnie, że oglądamy. - odłożyłam książkę na bok. Gdy chłopak szukał filmu, ja wstałam, by sobie dolać ciepłej wody do prawie wypitej już herbaty. Luna ruszyła ze mną, za to drugi psiak został z chłopakiem. Sprawdziłam miski, po czym tą brudniejszą umyłam i nalałam letniej wody, by psiaki miały co pić. Wróciłam do chłopaka z kubkiem ciepłej herbaty, po czym usiadłam sobie wygodnie na kanapie z nogami na Xaviera nogach. Wygoda, ciepło i komfort.
Zaczął się jakiś horror, one mi niewiele strachu dają. W domu zapewne są rodziców znajomi, dlatego ani ja, ani żadne z rodzeństwa tam nie będzie przez najbliższe dni. W razie czego skoczę po ubrania do drugiej willi, ale jest ona nieco dalej, dlatego też będzie mi auto albo motor potrzebny. Napisałam do znajomego, by podjechał moim autem. Akurat coś przy nim robił, dlatego do tej pory jeździłam motorem. Teraz jednak będę mieć swoje cacko.
- Masz jutro jakieś plany? - spytałam chłopaka.
- Pewnie będę w klubie, a co? - gapiliśmy się na film, chociaż krótka wymiana zdań dobrze zrobić.
- Podwieziesz mnie na siłownię, zanim skoczysz do klubu? - spytałam.
- Pewnie. - krótka odpowiedź.
- Wpadnę do klubu nieco późniejszym wieczorem. Jeśli będziesz tam wciąż. - powiedziałam.
- Będę. Musisz gdzieś jechać? - spytał.
- Znajomy przywiezie mi auto, a potem muszę jechać do drugiej willi po ciuchy. Do domu przez najbliższe dni nie wrócę. Tak samo, jak reszta rodzeństwa. - powiedziałam i sięgnęłam po kubek z ciepłym napojem, by upić kilka łyków.
- Dlaczego nie wrócisz? - spytał.
- Do rodziców przyjechali znajomi, będą tam kilka dni. Są wśród nich osoby, których wolę z rodzeństwem unikać. - odpowiedziałam.
- Jeśli ciekawi cię, kto gdzie zostanie. Już mówię. - wywrócił oczami na moje słowa, ale czekał najwyraźniej, aż powiem. - Airyn zapewne będzie pracować z Alanem. Rachel ma swój apartament. Teel pewnie będzie u niej albo u koleżanek, może z jakimś chłopakiem. Któż to wie. Ja mam cię to przytulne mieszkanko i Lunę. Przynajmniej będziesz mieć ciekawe towarzystwo. - powiedziałam.
Ułożyłam wygodniej poduszki pod plecami, westchnęłam i oglądałam film, by zabić ten czas.

Xavier?

 Poranki bywają naprawdę trudne. Szczególnie te poniedziałkowe. Po weekendowym szaleństwie. Szedłem przez korytarze wydziału starając się nie wyglądać tak bardzo marnie jak się czułem. Sobotnie świętowanie wolności i niedzielne poprawienie kawalerskim, na którego datę nie mam pojęcia, który geniusz wpadł, dało mi mocno w kość. Kac całe szczęście już odpuścił, ale dzisiejszy dzień nie zapowiadał się łagodnie. Cóż przynajmniej ogarnąłem się na tyle, by nie wyglądać i nie pachnieć jak kloszard. To już jakiś sukces, biorąc pod uwagę czekające mnie spotkanie.
W sobotni wieczór byłem nastawiony na możliwość spotkania jakiegoś mojego studenta. Była to rzecz bardziej niż pewna. Kiedy kumpel upiera się na klub w mieście, a nie poza nim i w dodatku jeden z popularniejszych trzeba się z tym liczyć. Jednak nie spodziewałem się na pewno ujrzeć mojej studentki w takim wydaniu. Ona raczej też nie spodziewała się ujrzeć swojego profesora. Tym bardziej mnie, gdyż świetnie wychodziło mi skrywanie się w postawie ''poważnego malkontenta". Sytuacja dość nie zręczna dla obydwu stron. A samopoczucia nie poprawiała świadomość, że widok naprawdę mi się podobał. Głównie przez bijącą od niej pasję. No przynajmniej dopóki do świadomości nie przedarło się na kogo patrzę. Jednak do cholery, nic takiego się nie wydarzyło. A raczej nic nad wyraz nie właściwego. Spotkanie w burdelu byłoby dziwne, a nie w klubie. Nie robiła nic nielegalnego, ja tak samo, przynajmniej tym razem. Stąd trzeba przejść nad tą całą sytuacją do porządku dziennego, zapominając o niej. Całkowity profesjonalizm. Chociaż Xavier, z którym dyskutowałem przez telefon tak tego nie widział.
– Nie zazdroszczę ci stary– zaśmiał się złośliwie, jakby grożono mi rozstrzelaniem za odcięcie głowy gumiżelkowi, a nie omawialibyśmy poważną sytuację. – Właśnie idziesz na zajęcia, gdzie w grupie masz dziewczynę, której pośladki widzieliśmy w całej okazałości, bo mieliśmy ochotę pogapić się na ładne ciałka. A nie okłamiesz mnie, bo wiem doskonale, że widok ci został przed oczami... Masz przejebane.
– To ty próbujesz mi to wmówić –odparłem znudzonym tonem, nie dając się mu sprowokować.– Nie ma czego roztrząsać. Nie mam zamiaru zaczynać z nią tematu, chyba że ona będzie miała taką potrzebę. Poza tym to smutne, że właściciel klubu, aby pogapić się na dziewczyny musi chodzić do konkurencji – rzuciłem, chcąc aby porzucił temat.
– Żałosny unik – parsknął. – Tak po prostu pozostaniesz świętoszkiem? Halo, gdzie mój szalony kuzyn? Jest tam jeszcze, czy tweedowa marynarka wyprała ci mózg, profesorku. Teraz tylko spotkania klubu książki? A do straży sąsiedzkiej już wstąpiłeś, by pilnować rośnięcia trawników? Tylko sobie pomyśl, ty za rok chodzisz po osiedlu sprawdzając czy sąsiedzi przypadkiem...
Wywróciłem oczami na jego zaczepkę, gdyż za dobrze znałem jego zagrywki. Rozłączyłem się przerywając połączenie z wymyślającym moje dalsze życie Xavierem. Jasny znak koniec gadania, kiedy zwykłe słowa nie działają. Sam robił tak, kiedy tylko proponowałem mu udanie się leczenie, aby w końcu zaczął żyć, a nie egzystować.
Miałem tłumy studentów zmierzających do odpowiednich sal. Poranne zadowolenie biło od nich na kilometr. Przypuszczalnie wielu miało się równie źle co ja. Dlatego w tym miejscu docenia się wieczory, które się spędziło jak zdziadziały osobnik. Kac egzystencjonalny nie jest tak dokuczliwy następnego poranka. Stanąłem przed drzwiami Sali wykładowej, biorąc większy wdech. Czas na konfrontację ze złośliwym losem.
Wszedłem do sali rzucając krótkie przywitanie, na które odpowiedział mi niemrawy tłum. Uśmiechnąłem się półgębkiem na ten zapał, wyciągając z torby laptop. Rozejrzałem się po sali upinając i uruchamiając sprzęt. Wśród tłumu mignęła mi twarz znajomej rudowłosej. Czyli wyglądało na to, że ona również postanowiła udawać, że soboty wieczór nie było.
– Wiedzę, że wszystkim nam się dzisiaj chce tak samo, dlatego przypominam o w miarę cichym chrapaniu. Dziś będziemy omawiać techniki przesłuchań i skupimy się na...

***

Studenci powoli opuszczali salę, prowadząc ciche rozmowy, kiedy ja zanotowałem w notesie przypominajkę, odnośnie ustalenia godzin konsultacji. Na moich zajęciach starałem się utrzymywać aktywność grupy, wiedząc z doświadczenia, że samo przedstawienie prezentacji niewiele dawało. Mogła to być też kwestia prowadzącego, czyli w moim przypadku postrachu wydziału prawa profesor Colers. Z resztą pierwotnie to ona, miała prowadzić zajęcia z psychologii zeznań tej grupy. Jednak wciąż pozostawała szansa, że ta kobieta napsuje im krwi na psychologii sądowniczej. Aż im współczułem. Upiłem łyk zimnej już herbaty, uzupełniając informacje w systemie odnośnie zajęć. Moja zdecydowanie najmniej ulubiona czynność w tej pracy. Już nawet notatki prowadzone po sesjach terapeutycznych były przyjemniejsze. I bardziej potrzebne.
– Profesorze, można na moment? – Rozległ się przede mną głos.
Podniosłem wzrok i moje spojrzenie napotkało błękitno–szare tęczówki, które w sobotni wieczór patrzyły na mnie z równie dużym zaskoczeniem co ja na nią. Teraz stała przede mną z pewną rezerwą i napięciem, oczekują konfrontacji. Rozejrzałem się po sali, z której wychodził ostatni maruder, który połowę zajęć przespał.
– Oczywiście, słucham panno Ferrars – powiedziałem, odsuwając się nieco od biurka i przeniosłem swoje spojrzenie na nią.
– Chciałam się upewnić, że sobotnie spotkanie pozostanie między nami – powiedziała mnąc w dłoni pasek od torby.
– A dlaczego nie miałoby pozostać? Nie widzę powodów aby rozpowiadać o tym na kampusie – odparłem zaplatając ręce na klatce piersiowej. – Gdybym nakrył panią na handlu organami, wtedy być może i gdzieś to by trafiło. A tańczenie w klubie nie jest nielegalne, więc nic nikomu do tego.

Juliette?

 Skrzywiłem się przeglądając informacje podesłane przez Aidena. Coś ewidentnie działo się w okolicach miasta rozpusty i wszystko było niesamowicie podobne do sytuacji sprzed ośmiu lat w Denver. Zaginięcia w zwiększonej liczbie, ucieczki młodzieży z domów i znajdywanie ich niejednokrotnie zaćpanych. Sporo trupów z wypalonym ''X'' za uchem. Owszem nie jedna grupa tak działa, ale coś czułem, że to może być powiązane z Hooverem. Owszem na mój osąd mogło wpływać to, że ganiałem się z nim od prawie sześciu lat i zawsze był przede mną o krok. Po zawiezieniu Castiela do Alana, znalazłem tamtych wesołków i próbowałem się czegoś od nich dowiedzieć. Niestety jak na razie twierdzą, że nie wiedzą gdzie są. Ale spokojnie. Ja mam czas. I jestem cierpliwy.
Zamknąłem strony słysząc jak ktoś naciska klamkę i wchodzi do środka. Doskonale wiedziałem, kto ma czelność włazić tu jak do siebie i po braku towarzyszącego chaosu, wiedziałem, że to nie Shaylyn. Udawałem niesamowicie pochłoniętego przeglądaniem kosztów przygotowawczych nowego lokalu, gdy poczułem kobiece dłonie na moich barkach. Przesunęła nimi powoli w dół, po chwili jednak jakby z czegoś zrezygnowała przeniosła je ponownie wyżej.
– Ale jesteś spięty – mruknęła mi do ucha, nachylając się na moim krzesłem. – Może coś na to zaradzić?
– Jak jesteś taka chętna do pomocy, to możesz mi przynieść jeszcze jedną kawę Rita – mruknąłem znudzonym tonem, ignorując jej niezbyt subtelne przesłanki.
Prychnęła omijając moje krzesło i zgrabnym ruchem usiadła na blacie mojego biurka.
– Xavier no, nie powiesz mi, że po tym jednym wyskoku po imprezie Andy, dalej trwamy w ustaleniu „nigdy więcej spania ze sobą". To marnotrawco. Wiem, że na związek nie mam co liczyć, wielokrotnie mi mówiłeś, że się w to ze mną nie będziesz bawił. Jednak możemy się inaczej pobawić – powiedziała sunąc powoli nogą po mojej nogawce.
– Zabierają tę nogę bo mi spodnie ubrudzisz – rzuciłem tylko dalej nie podnosząc na nią spojrzenia. – Już ci powiedziałem, że za bardzo się angażujesz, więc nie mam zamiaru się z tobą więcej bawić. Alkohol nam namieszał i tylko dlatego się ze sobą przespaliśmy kropka – kończąc zdanie spojrzałem prosto na nią, prowadząc krótką walkę na spojrzenia. – W przyszłym tygodniu jak co roku w tym czasie nie ma mnie dla nikogo – normalny rytuał w czasie rocznicy wypadku. Znikam na tydzień, by nikt nie widział, jak źle jest wtedy ze mną. – Kontakt ze mną tylko i wyłączenie przez Shay ze sprawami naprawdę pilnymi. Po tym tygodniu jadę do Las Vegas obejrzeć nowy lokal.
– Otwierasz następny – zapytała przyjmując zmianę tematu.
– Tak. I prawdopodobnie tam się przeniosę. Nic mnie tu nie trzyma, więc nie widzę powodów, aby tu siedzieć. Po zakończeniu prac w Vegas, Oscuro wróci pod władze wujka. Wiesz jako pierwsza i zostaje to między nami.
Zapadła cisza. Przerwał ją dopiero dźwięk przychodzącej wiadomości. Złapałem telefon i zmarszczyłem brwi widząc wiadomość od Andy, która chciała bym po nią przyjechał. Nim zdążyłem się zastanowić, przyszła druga wiadomość, że najwyżej się przejdzie. Wywróciłem oczami wysyłając jej, że zaraz będę. Nic nie poradzę, że mam wysoko rozwiniętą troskę o swoich. Szczególnie tych nierozważnych. Podniosłem wzrok na Ritę, która uważnie mi się przyglądała. Po chwili wykwitł na jej ustach złośliwy uśmieszek.
– No i wszystko jasne. Masz nową zabaweczkę... Biedna, nie wie co ją czeka, ale baw się w najlepsze. A ja jeszcze kiedyś cię dorwę, panie Niedostępny – rzuciła pewnym tonem na co pokręciłem głową.
– Na pewno –rzuciłem podnosząc się i łapiąc kluczyki od samochodu.
Wyszedłem z biura, puszczając wpierw Ritę. Zszedłem za nią na dół, rzucając po drodze do barmana, że wychodzę i nie wiem czy jeszcze wrócę, zastrzegając, że w razie problemów jestem pod telefonem. Wyszedłem na zimne powietrze Colorado, zaciągając się nim. Szybkim krokiem udałem się do zaparkowanego niedaleko samochodu. Wsiadając wstukałem do nawigacji adres, widząc, że to jakieś studio tatuażu. Ruszyłem szybko na miejsce praktycznie pustymi ulicami Denver. Podjeżdżając, z daleka widziałem czekającą na mnie rudowłosą, która grzebała w telefonie. Zatrzymałem się tuż przed nią, odwracając się nieco w jej stronę. Drzwi po mojej prawej otworzyły się szeroko, wpuszczając do środka zimne powietrze.
– Od kiedy zostałem twoim szoferem? – Zapytałem, kiedy dziewczyna rozsiadła się na siedzeniu obok mnie. – Chociaż dobrze płacisz?
– Od kiedy zasłużyłeś na miano matki kwoki – odpowiedziała uśmiechając się złośliwie, zapinając pasy. – A co do zapłaty, to przyjmujesz gotówkę czy w naturze?
Mój wzrok przyciągnął opatrunek na ręce dziewczyny. Przesunąłem spojrzeniem po odkrytych fragmentach skóry, gdzie od czasu do czasu wystawały fragmenty opatrunku.
– To jeszcze przez moment ci pomatkuję i zapytam, co to jest? – W moim lekkim tonie zabrzmiała powaga, na którą wywróciła oczami.
– Dbanie o prządek w interesach. Zapewne znasz to – rzuciła beztrosko.
Pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno sam często odbywałem takie rozmowy jak ta. Tylko raczej to ja byłem na miejscu Andy.
– Odstawić cię do domu, czy dziś też okupujesz moje łóżko?
– Twoje łóżko jest zdecydowanie ciekawszą propozycją – powiedziała przygryzając wargę, powodując tym jednocześnie skupienie mojej uwagi na jej seksownych ustach.
Oh, oczywiście, że jest ciekawszą propozycją, tylko czy musisz mnie prowokować diablico? Już wczoraj wiedziałem, że spanie z nią w jednym łóżku skończy się dla mnie źle. Bo było jakieś tysiąc powodów dlaczego był to kiepski pomysł i to, że jestem jej szefem umieściłbym na szarym końcu. A jednak ten podałem. Bo reszta była materiałem dla terapeuty, a nie dziewczyny, z którą łączy mnie znajomość oparta na własnych walkach z popapranym światem przestępczym. Jednak jakaś wewnętrzna potrzeba, chciała iść w te słowne przepychanki.
– Przyznaj, że ciekawszą czyni ją towarzystwo – odpowiedziałem, opierając jedną rękę nonszalancko o kierownicę i pochyliłem się nieco w jej stronę, wchodząc w jej grę.
– Oczywiście – potwierdziła nachylając się nie co w moją stronę. – Luna jest świetnym towarzystwem.
– Auć, cóż za szpilka – rzuciłem prostując się i włączyłem się do ruchu. – Niżej od własnego psa. Brutalnie.
Dziewczyna zaczęła bawić się radiem, szukając czegoś co dałoby się słuchać.
- Komu nakopałaś w salonie tatuażu? – Zapytałem rzucając jej krótkie spojrzenie.
- Nikomu. To moja druga praca.
- Czy ja właśnie się dowiaduję, że zdradzasz swojego wspaniałego pracodawcę? Nie ładnie diablico, nie ładnie. Chyba mu poskarżę.
Dziewczyna walnęła mnie w ramię, pokazując mi język.

 Andy?

 - Poza czekoladą. Dochodzi do tego nabiał i orzechy. - odpowiedziałam. Podobno co mnie nie zabije to mnie wzmocni. Wstałam z kanapy i podeszłam, by popatrzeć co takiego, Xavier chce przyszykować.

- Ciężko musiało ci być. Od dziecka ma te uczulenia czy pojawiły się z biegiem lat? - spytał. Zajrzał do lodówki i wyciągnął potrzebne składniki. Choć wystarczyłaby jakaś zwyczajna sałata. Zresztą sama i tak nie gotuje, nie wychodzi mi to. Mamy od tego służbę, a jeśli mają wolne, zamawiam jedzenie i tyle. No, chyba że wezmę leki i zwyczajnie zjem wszystko. Choć potem zazwyczaj robię się senna albo zgorzkniała i wredna.

- Jako maluch wykryto u mnie uczulenie na mleko. Pulchniałam i się dusiłam. Musiałam mieć przyszykowane specjalne mleko, by odżywiało mój młody organizm. Do tej pory nie zniknęło, jedynie się pogłębiło i wyszło, że nabiał mi cały szkodzi. Jest to uciążliwe, ale czasem po lekach mogę zwyczajne jeść. Chociaż nie lubię ich brać. Co do orzechów i czekolady wyszło to przez przypadek. Może, gdy miałam piętnaście lat. Zabawna była to sytuacja. Moja starsza siostra miała urodziny i akurat ukradłam jej czekoladę z orzechami. Ukryłam się w szafie, by mi jej nie zabrała i gdy tak sobie jadłam. Najpierw zaczęłam się drapać, przez czerwone plamy na rękach. Język mi spuchł, do tego przełyk drapał, aż w końcu nie mogłam złapać oddechu. Myślałam, że to przez duszność w szafie, gdy z niej wyszłam, okazało się jednak, że musiałam zemdleć. Szukali mnie przez ponad dwie godziny, aż do przybycia karetki, która musiała zabrać mnie do szpitala. - powiedziałam, zabawną historyjkę, choć może dla niektórych moje poczucie humoru jest nietypowe i dziwne.

- Dziecko, które lubi czekoladę, ale nie może jej jeść. - odezwał się gotujący Xavier.

- Dlatego wówczas brałam leki, by móc ją jeść z czasem jednak leki działały na mnie usypiająco. Po nich byłam też lekko wredna. - rzekłam i zajrzałam przez rękę, by zobaczyć co, takiego robi. Od zawsze lubiłam patrzeć i zjadać. Niż gotować, chociaż nawet gdy próbowałam. Dwa razy spaliłam kuchnię, przez zwyczajne pilnowanie smażenia jakiegoś mięska. Nie wiedziałam nawet, że tak można.

Odsunęłam się, by dać mu więcej pola do manewru. Ubrana byłam, gdyż po pojawieniu się dziewczyny, zdecydowałam się na taki krok. Niemalże zostałam zmuszona, ale to pominę. Gdy dziewczyny jeszcze ciekawiło mnie jego podbite oko oraz to jak dziwnie się poruszał, tak jakby miał jakiś siniak na ciele.

- Opowiesz mi, co ci się przytrafiło? Czy przemilczysz, to kto cię tak urządził? - spytałam. Chłopak jednak tak jakby zignorował moje pytania i nie odpowiedział nic. Westchnęłam jedynie i ponownie zabrałam glos. - To pewnie sprawy rodzinne. Może chodzi o Castiela. Co zrobił tym razem? - spytałam zaciekawiona.

- Skąd znasz Castiela? - spytał. Poczułam na sobie jego spojrzenie. Wywróciłam oczami, najwyraźniej troszkę się zagalopowałam.

- Jeśli powiem, że moja siostra się z nim spotykała. Nie pomyślałabym, że nasze rodziny mogą się znać. Choć Alan, bywa dużo sympatyczniejszy niż jego bliźniak. - odezwałam się ponownie. Powinnam ugryźć się w język, zanim cokolwiek powiedziałam. Chłopak skończył robić śniadanie, a jego siostra wróciła z psami. Luna najwyraźniej mnie polubiła, za to ten drugi wciąż był ostrożny i warczał. Logiczne.

- Coś mnie ominęło? - spytała dziewczyna, która właśnie się pojawiła. Shay tak ma na imię, pewnie to nie jest jej pełne imię, ale mimo to brzmiało ładnie. Wciąż czułam jakby obecność dziewczyny, a dokładniej Sary mnie obserwowała, czy zasłużyłam, by być tutaj. Westchnęłam i zwyczajnie zaczęłam jeść. Akurat, gdy zadzwonił mój telefon, odebrałam, by przerwać tę dziwną ciszę.

Była to Airyn najwyraźniej wróciła. Chciała, bym udała się z nią w pewne miejsce. Dlatego też pożegnałam się i wyszłam z mieszkania chłopaka. Mój motor został zabrany przez jednego ze służących.

***

Wraz z siostrą dojechaliśmy do jakiegoś budynku. Po drodze rozmawiałyśmy, a dokładniej młodsza siostra narzekała na wcześniejszy powrót. Choć mnie cieszyło, że się pojawiła. Zdziwiło mnie jednak to, że pojawił się Alan i jego brat bliźniak. Co było dziwne. Alan jest w stałym kontakcie z Airyn. Podobno razem pracują, a jego brat najwyraźniej był u niego i mu lepiej. Jednakże widok nas dwóch był dla niego dziwny najwyraźniej. Chyba wolał jechać do domu albo gdzieś indziej, ale został wrzucony do auta i zwyczajnie kazano mu się zamknąć.

Kolejnym punktem było zajechanie do nowej galerii sztuki, a po drodze miał być magazyn, firma oraz pewne miejsce dla ulicznych pijaków i ćpunów. W tym i burdel był gdzieś w pewnym miejscu. Może to bardziej określenie klub dla elity jest lepszy określeniem. Choć dzięki hasłu albo zaproszeniu można wejść do miejsca, w którym mogą towarzyszyć ci piękne panie. Są też takie, które tańczą albo i krok dalej. Dobre miejsce na zbieranie informacji. Aż podrzucić mnie do pracy w salonie tatuażu.

***

Galeria sztuki okazała się dobrym punktem, gdyż doszły nowe obrazy, a pomoc im się przydała, by jakoś rozwiązać konflikt związany z obrazem, o który biły się trzy osoby. Negocjacjami zajęła się Airyn i Alan. Ja zostałam z chłopakiem w aucie.

- Co zrobiłeś? - spytałam, patrzeć na niego w lusterku.

- Nie twój interes. - fuknął. Wywróciłam oczami, po czym posłałam mu uśmiech.

- To jak urządziłeś swojego brata, musiałeś coś przeskrobać. Najwyraźniej straciłeś w ich oczach. Może nawet stracisz dostęp do klubu dla elit. - zaśmiałam się, mój ton był ostry i chłodny. Śmiech był za to kpiący i sprawiał mi rozkosz, gdyż nabijanie się z niego, było naprawdę świetne. Odetchnęłam głęboko. Chłopak zamilkł. Słyszałam, jedynie jak wyszeptuje wiązankę przekleństw w moim kierunku. Jakby rzucał klątwę.

***

Alan został zawieziony do firmy. Chwilę pogadali, po czym Airyn wróciła i mogliśmy pojechać do magazynu. Plany się nieco zmieniły i tam Castielem mieli się zająć przyjaciele Airyn. Może jak trochę popracuje, pozna choć trochę odpowiedzialności za swoje czyny. Po jego odwiezieniu zajechaliśmy do uliczki, gdzie można spotkać to towarzystwo, którego lepiej nie spotykać. Westchnęłam, gdyż okazało się, że dwie dziewczyny są w to zamieszane.

Trochę się tam zeszło, zanim udało się je odbić. Musiałam wziąć broń, gdyż swoją zostawiłam w domu. Airyn dała mi także dwa metalowe kijki, by wyrównać walkę. Airyn została w aucie, gdyż jej paznokcie oraz woli się nie paprać w krwi. Mnie to nie przeszkadza.

Jedynie siostra związała mi włosy, by ich nie ubrudzić, po czym mogła ruszyć w bój. Im więcej się bawię, tym lepiej się, ruszam. Oczywiście jakieś ciosy dostałam. To w bok albo rękę. Starałam się ich unikać. Mogłam też ich wystrzelać jak kaczki, ale po co skoro mogę sobie poćwiczyć. Gdy doszedł nóż do tego kilka cięć na moim ciele, przestałam się bawić.

Zeszło mi się trochę, ale po uwolnieniu dziewczyn, zostały one zabrane przez ochronę tego całego burdelu, do którego mieliśmy wpaść po informacje, ale też sprawdzić jak się ma interes. Można powiedzieć, że ja i Airyn go stworzyliśmy, by dziewczyny miały miejsce, gdzie są górą i mogą się odpłacić, ale też użyteczne miejsce, by uzyskać informacje.

***

- Trzeba cię opatrzeć, zanim wpadniesz do salonu tatuażu, by iść pracować. - powiedziała dziewczyna.

- Co masz w planach Airyn? - spytałam.

- Zajrzę do magazynu, a potem do firmy. Kilka spotkań ma w planach. Wpaść po pracy po ciebie? - dopytała.

- Możesz, jeśli nic nie wypadnie. Jeśli wypadnie, znajdę kogoś do podwiezienia. Napisz albo zadzwoń, gdyby coś ci wypadło. - rzekłam. Dziewczyna zatrzymała się na parkingu. Po czym zaczęła, oparzać rany, jakie się dorobiła po tych potyczkach. Kilka zadrapań, Rana na boku, pozostawi po sobie bolesnego siniaka. Do kilka ran nożem. Jedna z ran jej się nie podobała, ale zwyczajnie je opatrzyła i ponaklejała opatrunki. Do tego dała mi przeciwbólowe i wypuściła do pracy. Sama za to pojechała w swoich planach.

***

Pracę skończyłam około północy, Airyn napisała, że się nie pojawi. Dlatego też napisałam do Xaviera, by po mnie przyjechał. Gdy zaproponowałam, że się przejdę, nieco go pogoniłam. Trochę to zabawne.


Xavier?

Od Xaviera cd Andy

||

 Złapałem telefon, wciągnąłem buty i wziąłem kurtkę z wieszaka. Doskonale widziałem kogo zwiastuje to pukanie i nic się nie pomyliłem. Nie wiedziałem tylko, co ją tu sprowadziło. Kiedy otworzyłem drzwi zobaczyłem zmachaną twarz mojej siostry. Wyglądało jakby zjawiła się tu w pośpiechu. Szybkim spojrzeniem zmierzyłem ciało szukając wzrokiem jakichkolwiek zadrapań czy uszkodzeń. Rozluźniłem się nie dostrzegając niczego. Zamknąłem drzwi, wciągając skórzaną bluzkę na grzbiet.

- Co jest? Coś w klubie? – Mruknąłem, przeciągając dłonią po twarzy. Starałem się odpędzić zmęczenie, które zmogło ta niewielka drzemka.

- Tak jakby… - Odparła krzyżując ręce na piersi. – W Oscuro znalazła się nasza zguba. Ochroniarz doniósł, że widział tam Castiela. Chyba był z ludźmi Hoovera – dodała ostrożnie, jakby bała się mojej reakcji.

Moją historię z bandą Hoovera w rodzinie znały tylko dwie osoby –Cas i Shaylyn. Tylko dziewczyna wiedziała, że wypadek wcale nie był przypadkowy. Ona znała moje pobudki, rozumiała dlaczego się na to wszystko zdecydowałem. I dlaczego przy niej odczuwam największe wyrzuty sumienia. Bo miałem świadomość, że moje działania doprowadziły ją do tego stanu. A Castiel miał tendencję do wpadania w bagno po uszy. Zaczął zadawać się z tymi ludźmi, kiedy zaczął poszukiwać lepszych prochów. Taki sposobem trafił na mój mały brudny sekret. Wciąż się dziwię, że tego nie rozgłosił mi na złość. Westchnąłem ciężko, grzebiąc po kieszeniach, aby namierzyć kluczyk od samochodu.

- Zostajesz tu i nigdzie się nie ruszasz – rzuciłem do niej, wymijając ją.

Prychnęła rzucając tylko coś pod nosem, o traktowaniu jej jak dziecka, jednak nie wiele zwracałem na nią uwagę mknąc po schodach na dół. Praktycznie przeskakiwałem po dwa stopnie na raz.

***

Wychodząc z za rogu dostrzegłem grupkę złożoną z pięciu osób, wśród których dostrzegłem znajomą czuprynę brata. Ruszyłem szybkim krokiem w jego stronę, zaciskając szczękę. Dym ze spalonych skrętów praktycznie tworzył nad ich głowami chmurę, a zapach alkoholu uderzał z daleka. Jeden z pajaców zauważył mnie i zaalarmował resztę zbiegowiska. Podnieśli szkliste spojrzenia na mnie, rzucając jakieś uwagi. Nie zważając na nich uwagi i zaczepki stanąłem przed Castielem.

- Masz dwie minuty na zapakowanie swojego zarozumiałego zada do samochodu – rzuciłem poważnym tonem.

Ciemnowłosy skrzywił się, po chwili przywołując na twarz krzywy uśmieszek. Z dala biła od niego tak irytująca arogancja, która doprowadzała mnie szewskiej pasji. Złapałem go za ramię ciągnąc w stronę wyjścia z uliczki. Cas zaczął się ze mną szarpać, a jego towarzysze w napadzie zjednoczenia postanowili pomóc koledze, próbując mnie odciągnąć od niego. Po chwili pięść jednego z nich wylądowała pod moimi żebrami. Skrzywiłem się zginając się od siły ciosu, popychając jednocześnie brata na ścianę. Miałem przewagę nad nimi, będąc trzeźwym, więc po krótkiej szamotaninie i paru ciosach, ponownie chwyciłem Casa za ramię. Ten w przypływie odwagi odwrócił się do mnie waląc mnie pięścią pod oko. W odwecie wymierzyłem mu szybki cios w żołądek, od którego go nieco zamroczyło.

- Nie wystarczył ci mój „przykład”? I to, że sam wpieprzyłem się w bagno? – Warknąłem na niego.

- Wsadź sobie umoralnianie – wypluł z siebie, nie walcząc dłużej ze mną.

***

Wziąłem głęboki oddech zanim wszedłem do mieszkania, uspokajając się. Przynajmniej zewnętrznie, ponieważ w środku szalał dziki ogień. Miałem nadzieję, że chociaż szybko się wypali, gdyż zmęczenie dawało mi mocno w kość. Od progu przywitał mnie zdziwiony wzrok siostry wbity w Andy. No cóż, nie był naturalny widok kogoś obcego w moim mieszkaniu. W sumie to nawet rodzina tu nie zaglądała. Shay podeszła do mnie, podczas gdy rudowłosa rozsiadła się wygodnie na kanapie. Już po chwili obok niej rozwaliła się Luna.

- Nie wiedziałam, że teraz zapraszasz laski na jedną noc do siebie. Od kiedy wpuszczasz swoje przygodówki do „Sanktuarium Sary”? – Mruknęła złośliwie do mnie, kiedy stanęła na tyle daleko, że dziewczyna nie słyszała jej słów..

- Nawet nie zaczynaj Shay – warknąłem.

- Co się stało? – Zapytała wskazując kwitnącego siniaka pod moim okiem.

- Naszemu braciszkowi pogorszyły się maniery – rzuciłem lekceważąco. Spojrzała na mnie wyczekująco chcąc dowiedzieć się jak rozwinęła się sytacja. – Odwiozłem go do Alana, nic mu nie będzie. Teraz niech on go pilnuje, aby nie wpadł w kłopoty.

Kiwnęła głową, przyjmując informację. Ruszyłem do salonu wymijając ją.

- Znając wychowanie mojego rodzeństwa, zakładam, że nie przedstawiła się. Andy poznaj Shay, która czasem nawet pojawia się w pracy w Oscuro – rzuciłem. – A teraz grzecznie zabierze swój tyłek do siebie. Odwieźć cię – zapytałem ciemnowłosej.

- Chociaż dałbyś śniadanie.

- Wyprowadzisz psy, to dostaniesz.

Siostra wywróciła oczami przywołując do siebie zwierzaki. Poczekałem aż wyjdzie dopiero odwróciłem się do rudowłosej.

- Mam nadzieję, że zachowała się chociaż znośnie.

- Nie zdążyła się nawet odezwać, ponieważ wstałam moment przed twoim przybyciem.

- Może to i lepiej – parsknąłem. Wszedłem za wyspę kuchenną, opierając ramiona na blacie. – Jakieś życzenia odnośnie śniadania? – Zapytałem, na co wzruszyła ramionami. - To powiedz mi moja droga, co mogę dać, aby cię przypadkiem nie ukatrupić. Poza czekoladą, oczywiście.

 

Andy?

 W sobotni wieczór jak zwykle widownia była imponująca. Dochodziła 23, a więc pierwsza ze szczytowych godzin - czas rozpoczęcia występów. Muzyka ucichła. W mocnym makijażu i skąpym stroju niespiesznie kierowałam się w stronę jednego z wielu podwyższeń umieszczonych w klubie, a osoby zagradzające mi drogę szybko się z niej odsuwały. W większości byli to mężczyźni starsi ode mnie, wyglądający elegancko i raczej bez złych zamiarów. Każde z wejść, a także bar licznie obstawiała ochrona. Temple Nightclub był największym, a zarazem najpopularniejszym klubem w Denver, do którego codziennie ustawiały się długie kolejki. Oprócz wysokiego prestiżu, dobrej muzyki (często na żywo) i baru z szeroką ofertą alkoholi, w weekendy dodawano temu miejscu nieco pikanterii - zatrudniano pole dancerki. Nie byle jakie. Z tego też względu wypłata była o wiele wyższa od standardowej, a dziewczyny chętne do pracy musiały przejść szereg castingów. Oczywiście, podstawową rzeczą była umiejętność zaprezentowania czegoś bardziej spektakularnego od kręcenia się wokół rurki. Byłam tą, której się poszczęściło i obecnie weekendowe wieczory spędzałam na tańczeniu.
Zgrabnie wskoczyłam na podwyższenie i owinęłam dłońmi zimny i lśniący przedmiot, który umocowany był od podłogi aż do sufitu. Światła reflektorów zostały skierowane w moją stronę - dzisiaj pierwszy taniec należał do mnie. Muzyka ponownie rozbrzmiała. Od samego początku powolna, lecz w swojej powolności była też niezwykle namiętna, erotyczna. Zamknęłam oczy i zaczęłam poruszać się w jej rytm ze świadomością, że oczy wszystkich są w tej chwili skierowane na mnie. Uwielbiałam to uczucie i to właśnie dlatego tańczyłam. Karmiłam się wygłodniałymi spojrzeniami szanownych panów ze świadomością, że oni nigdy nie będą mnie mieć. Nie tak, jakby tego chcieli. Klęknęłam i szybkim, stanowczym ruchem zdjęłam gumkę spinającą rude loki. Wstrząsnęłam nimi, otworzyłam oczy i rzuciłam jedwabną frotką w tłum, nawiązując przy tym przelotny kontakt wzrokowy z tymi, którzy mnie podziwiali.
Chwila.
Spojrzałam jeszcze raz. Podejrzanie znajoma twarz. Gdzie ja ją widziałam...?
Kurwa, no nie wierzę.
Jeden z profesorów mojego wydziału gapił się na mnie, ale nie tak, jak robili to pozostali. Wytrzeszczyłam oczy. Mężczyzna wydawał się niemal tak samo zaskoczony, co ja. W mojej głowie nastał chaos wzniecony przez setki pytań, na które nie znałam odpowiedzi. Co on tu, do cholery, robił? Z tymi jego okularkami nadawał się co najwyżej na całonocne spotkanie klubu przyjaciół książki. Nie do klubu nocnego. Ktoś go zmusił? Przekupił? Pomyliły mu się adresy? Ktoś na mnie doniósł?
- Tańcz! - krzyknął jakiś osobnik, który aktualnie podziwiał widoki z drugiej strony, to jest: mój wypięty tyłek. Ale jak miałam dalej tańczyć wiedząc, że ogląda mnie profesor z uczelni, na której studiowałam prawo? Cholera, miałam ochotę zupełnie nieseksownie położyć się tam i śmiać. Prawo i taniec w klubach znajdowały się niemalże na przeciwległych biegunach. Nie stuprocentowo, bo przecież taki sposób zarobku był legalny, a ten fakt czynił obecną sytuację odrobinę mniej dramatyczną. Tylko troszkę.
Ugh. Musiałam się ruszyć. Mimo wszystko nie chciałam stracić tej pracy, dawała mi coś... szczególnego. Coś, czego nie dostawałam, a nawet nie mogłam oczekiwać nigdzie indziej. DJ musiał pomyśleć, że problem tkwi w tym, że pomylił mu się repertuar do mojego występu, więc zmienił piosenkę. Trochę inna, choć został zachowany ten sam powolny, erotyczny klimat.  Z dziwnym oporem odwróciłam się tyłem do profesorka, mając zamiar wynagrodzić zniecierpliwionego pana, który przed chwilą do mnie krzyknął. A więc teraz to profesorek oglądał moje pośladki. Lepiej twarz czy pośladki? Jak spojrzę mu w oczy w poniedziałek wiedząc, że widział moje pośladki? Usiłowałam wyrzucić z głowy to wszystko, a było to trudniejsze niż sądziłam, i skupić się w pełni na jasnowłosym biznesmenie, który w tym momencie nie odrywał ode mnie wzroku. Wspięłam się na rurę i okręciłam nogi wokół niej, seksownie oblizując usta i spuszczając się na dół. Miałam nadzieję, że moje występy tutaj i  j e g o  obecność tutaj pozostaną moją i profesorka - naszą - tajemnicą. Całą resztą będę przejmowała się w poniedziałkowy poranek.
Alexander?