-Idziemy na imprezę –powiedziała blondynka przekraczając próg mojego biura.
-Świetnie, bawicie się dobrze –rzuciłem od niechcenia, nie podnosząc nawet na nią wzroku.
-Chyba do ciebie nie dotarło. Ty idziesz ze mną –Rita oparła się rękami nad biurkiem, nachylając się nieco nad nim. –Czas cię zresocjalizować, Xav. Nie możesz się tak na nas wszystkich zamykać. Ponury Ravenwood wypuść mojego ulubieńca, z którym tańcowaliśmy na barze. Jesteś tam jeszcze?
Po jej pytań wpatrywała się we mnie czekając na reakcję. Doskonale wiedziałem, że powie i zrobi wszystko, abym w końcu się przed nią uzewnętrzniał. Życzę jej powodzenia. Wciąż czując jej wzrok, podniosłem swój znudzony na nią.
-Skończyłaś już?
-Dobra nie chcesz po dobroci? Pójdziesz, albo nie odzyskasz tego –powiedziała podnosząc dłoń, w której trzymała wisiorek z koroną, który zwykle był przewieszony przez ramkę na biurku.
-Naprawdę? Szantaż? Oddaj to.
Blondynka niewiele myśląc schowała łańcuszek do stanika, wiedząc że tej granicy nie przekroczę. Przynajmniej nie na trzeźwo, gdyż w końcu postanowiliśmy zarzucić pościelową znajomość. Zacisnąłem szczękę i pięści, gromiąc ją spojrzeniem. Rita nie robiąc sobie z tego nic ruszyła powoli do drzwi, oglądając się na mnie. Wstałem powoli, łapiąc kurtkę leżącą na kanapie i ruszyłem za nią mamrocząc przekleństwa. Po wyjściu podszedłem do Shaylyn, która dziś zajmowała się barem, aby poinformować ją że przejmuje dowodzenie i ma w razie problemów dzwonić. Może jej ufałem, ale mam świadomość, że była nad wyraz porywcza.
-Świetnie, bawicie się dobrze –rzuciłem od niechcenia, nie podnosząc nawet na nią wzroku.
-Chyba do ciebie nie dotarło. Ty idziesz ze mną –Rita oparła się rękami nad biurkiem, nachylając się nieco nad nim. –Czas cię zresocjalizować, Xav. Nie możesz się tak na nas wszystkich zamykać. Ponury Ravenwood wypuść mojego ulubieńca, z którym tańcowaliśmy na barze. Jesteś tam jeszcze?
Po jej pytań wpatrywała się we mnie czekając na reakcję. Doskonale wiedziałem, że powie i zrobi wszystko, abym w końcu się przed nią uzewnętrzniał. Życzę jej powodzenia. Wciąż czując jej wzrok, podniosłem swój znudzony na nią.
-Skończyłaś już?
-Dobra nie chcesz po dobroci? Pójdziesz, albo nie odzyskasz tego –powiedziała podnosząc dłoń, w której trzymała wisiorek z koroną, który zwykle był przewieszony przez ramkę na biurku.
-Naprawdę? Szantaż? Oddaj to.
Blondynka niewiele myśląc schowała łańcuszek do stanika, wiedząc że tej granicy nie przekroczę. Przynajmniej nie na trzeźwo, gdyż w końcu postanowiliśmy zarzucić pościelową znajomość. Zacisnąłem szczękę i pięści, gromiąc ją spojrzeniem. Rita nie robiąc sobie z tego nic ruszyła powoli do drzwi, oglądając się na mnie. Wstałem powoli, łapiąc kurtkę leżącą na kanapie i ruszyłem za nią mamrocząc przekleństwa. Po wyjściu podszedłem do Shaylyn, która dziś zajmowała się barem, aby poinformować ją że przejmuje dowodzenie i ma w razie problemów dzwonić. Może jej ufałem, ale mam świadomość, że była nad wyraz porywcza.
***
Z ulgą przyjąłem to, że nie była to wielka
impreza na pół miasta. Zdecydowanie nie byłem w nastroju na wielkie
zbiegowiska. Mimo że przyjechaliśmy moim samochodem, blondynka wcisnęła
mi do ręki szklankę z whisky, stwierdzając, że najwyżej weźmiemy
taksówkę. Siedziałem na fotelu w salonie, prowadząc dyskusję ze Scottem,
kiedy został zarządzony seans filmowy. Rita rozsiadła się na moim
podłokietniku układając dłoń na moim ramieniu.
-Horror, przecież on nawet nie są straszne –rzuciła cicho wywracając oczami, przez co prawie zakrztusiłem się alkoholem.
Doskonale pamiętałem jak zawsze starała się zgrywać nie wzruszoną, podczas gdy trzęsła się ze strachu. W pełnym momencie spojrzałem na chłopaka siedzącego na fotelu obok mnie, z którym wymieniłem porozumiewawcze spojrzenie. Podczas pełnej napięcia sceny, kiedy dziewczyna wstrzymywała oddech, zgodnie uszczypnęliśmy ją w boki. Krzyknęła głośno podskakując do góry, zwracając na siebie uwagę. Kiedy zorientowała się co się stało, zaczęła okładać nas pięściami, wymyślając coraz to nowe wyzwiska. I tyle z tej jej olbrzymiej odwagi.
-Horror, przecież on nawet nie są straszne –rzuciła cicho wywracając oczami, przez co prawie zakrztusiłem się alkoholem.
Doskonale pamiętałem jak zawsze starała się zgrywać nie wzruszoną, podczas gdy trzęsła się ze strachu. W pełnym momencie spojrzałem na chłopaka siedzącego na fotelu obok mnie, z którym wymieniłem porozumiewawcze spojrzenie. Podczas pełnej napięcia sceny, kiedy dziewczyna wstrzymywała oddech, zgodnie uszczypnęliśmy ją w boki. Krzyknęła głośno podskakując do góry, zwracając na siebie uwagę. Kiedy zorientowała się co się stało, zaczęła okładać nas pięściami, wymyślając coraz to nowe wyzwiska. I tyle z tej jej olbrzymiej odwagi.
***
Wyszedłem na zewnątrz na papierosa.
Musiałem nieco odpocząć od panujące dookoła chaosu i alkoholu. Czułem
już lekkie szumienie, od wypitej whisky. Odpaliłem używkę, zaciągając
się nią. Oparłem się bokiem o murowaną kolumnę na tarasie wpatrując się w
taflę basenu. Odwróciłem się słysząc zbiorowy wybuch śmiechu.
Pokręciłem głową widząc wydurniającego się Scotta. Ponownie spojrzałem
przed siebie, wyciągając telefon, aby napisać do Shay, aby upewnić się,
że wieczór mija bez komplikacji. Usłyszałem otwierane drzwi na taras, a
po chwili obok mnie stała Andy.
-Ale zimno, ludzie.
Wyciągnąłem w jej stronę paczkę, więc wyciągnęła jednego. Odpaliłem go, a rudowłosa zaciągnęła się nim.
-Chyba słaba ta moja impreza, skoro wybrałeś siedzenie na tym paskudnym zimnie. Nie twoje klimaty? –Rzuciła opierając się o ścianę naprzeciwko.
-Powiedzmy, że mimo spędzania większości czasu w otoczeniu ludzi paradoksalnie odzwyczaiłem się od takich klimatów –powiedziałem po chwili zastanowienia. -Albo już się starzę -dodałem po chwili zastanowienia, na co lekko się zaśmiała.
-No najmłodszy szef już nie jest –uniosłem brew i odwróciłem głowę w jej kierunku, przez co zauważyłem kąśliwy uśmieszek na jej ustach. –I nie raz nam strasznie matkujesz.
-To pomatkuję ci jeszcze trochę i zabieraj swój tyłek do środka, za nim zamarzniesz –rzuciłem gasząc papierosa i ustałem przed nią.
Andy?
-Ale zimno, ludzie.
Wyciągnąłem w jej stronę paczkę, więc wyciągnęła jednego. Odpaliłem go, a rudowłosa zaciągnęła się nim.
-Chyba słaba ta moja impreza, skoro wybrałeś siedzenie na tym paskudnym zimnie. Nie twoje klimaty? –Rzuciła opierając się o ścianę naprzeciwko.
-Powiedzmy, że mimo spędzania większości czasu w otoczeniu ludzi paradoksalnie odzwyczaiłem się od takich klimatów –powiedziałem po chwili zastanowienia. -Albo już się starzę -dodałem po chwili zastanowienia, na co lekko się zaśmiała.
-No najmłodszy szef już nie jest –uniosłem brew i odwróciłem głowę w jej kierunku, przez co zauważyłem kąśliwy uśmieszek na jej ustach. –I nie raz nam strasznie matkujesz.
-To pomatkuję ci jeszcze trochę i zabieraj swój tyłek do środka, za nim zamarzniesz –rzuciłem gasząc papierosa i ustałem przed nią.
Andy?
Brak komentarzy
Prześlij komentarz