Zachichotałam na jego zachowanie, gdyż to było
zwyczajnie słodkie. Pogłaskałam chłopaka po głowie i wróciłam do środka.
Ciepło od razu mnie przywitała. Jednakże rozbite szkło zaalarmowało, że
coś się wydarzyło. Zjawiłam się akurat, by oberwać szkłem w rękę. Daisy
była na tyle pijana, że paplała coś o Mii. Coś albo kogoś jej ukradła.
Westchnęłam i zadzwoniłam po jej brata, by się zjawił i ja zabrał. Do
tego Scott i Rita mieli pomóc się jej przewietrzyć. Ja zaczęłam sprzątać
szkło, Mia mi pomogła. Wyrzuciłam je do śmieci. Zmartwione miny, nikomu
nie pomogą.
- Wszystko w porządku, bawcie się
dalej. Zaraz wrócę. - powiedziałam, by ich chociaż trochę uspokoić.
Weszłam do łazienki na parterze, by móc ją w świetle opatrzeć. Opłukałam
wodą, przyszykowałam sobie wszystko, po czym, gdy miałam już wyciągać
szkło, ale w drzwiach zjawił się Xavier. Wywróciłam oczy i podałam mu
pesetę, by pomógł, skoro się rwie.
- Kto ci to zrobił? - spytał, zerkał na mnie, to na ranę. Po kolei wyciągał kawałki szkła.
-
Daisy za dużo wypiła i jej odbiło. Chociaż Mia też mogła maczać w tym
palce. Teraz zdezynfekuj, zaszyj i możesz też nałożyć opatrunek, ale nie
musisz. Nic wielkiego. - powiedziałam. Chwila ciszy pozostała między
nami, gdy Xavier zajął się szyciem. Mimo drobnych ukuć i nieprzyjemnego
uczucia nic takiego się nie działo. Gdyż wielokrotnie mnie zszywali po
licznych upadkach, zderzeniach albo i kulach. Miałam wiele na swoim
karku, dlatego też musiałam pozostać silna, gdyż słabości nie są dla
mnie z moim charakterem. Po udanym zabiegu wyszliśmy z łazienki.
Skierowałam się do drzwi, by zobaczyć czy brat Daisy się pojawił. Już ją
zabrał. Chyba nie wszystko się potoczyło, tak jak to planowałam.
Chciałam huczną imprezę z połową miasta, dużo lepszą niż w klubach.
Jednakże przez pogodę nie pyknęło, do tego połowa ludzi zrezygnowała.
Kilka osób wróciło do domu. Inni jednak zaczęli oglądać to coraz
straszniejsze filmy. Śmiesznie się patrzyło, jak wystraszeni goście
rozsypują popcorn i straszą się nawzajem. Oparłam się o filar i
patrzyłam na nich.
- Najwyraźniej nie tego oczekiwałaś. - usłyszałam męski ton głosu obok siebie.
-
Nawet jeśli to i tak świetnie można się bawić w tak drobnym
towarzystwie. Chociaż ty, chyba nie jesteś zadowolony, że tu tkwisz.
Rita. - powiedziałam najpierw do mężczyzny, po czym zawołałam
dziewczynę. Wymownie na nią spojrzałam i skierowałam się na kanapę.
-
No dzięki za przypomnienie. - fuknęła, nie była zła. Jednakże
wiedziała, że po oddaniu jego własności Xavier może wrócić do domu.
Zanim
jednak usiadłam, skierowałam się do kuchni, by zrobić sobie drinka, na
tyle mocnego, że będzie mnie trzymać. Gdyż raczej dziś nie zasnę.
Oczywiście szoferzy, będą mogli odwieźć gości do ich domów. Nie
rozgłaszam tego, że kąpie się w wannie pełnej forsy, ale po tym domu
widać coś innego.
- To dom twoich rodziców? - spytała Mia. Kilka osób także słuchało, gdy już usiadłam na kanapie.
-
To dom moich adopcyjnych rodziców. Mieszkam tu wraz z dwójką
rodzeństwa. Jeśli chcecie już wiedzieć. - powiedziałam ze spokojem.
Naprawdę nie ukrywałam tego. Nasze nazwiska się różniły. Nie tylko,
chociaż i tak byśmy na nikogo ich nie wymienili.
-
Opowiesz, co się stało z twoimi biologicznymi rodzicami. - odezwał się
jakiś chłopak. Film leciał w tle, a moja życie ich ciekawiło. Nie
ukrywam tego specjalnie jakoś, gdyż w większości ludzie o tym wiedzą.
-
Zwiali. Moim biologiczni rodzice zwiali, zostawiając czwórkę dzieci.
Dawaliśmy radę jakoś żyć. Moja siostra i ja pracowałyśmy, byśmy mogli
przetrwać. Rachel starała się trzymać nas razem, by nas nie rozdzielono.
Po roku może dwóch znaleźli nam rodzinę, która przygarnęła całą czwórkę
i wychowała, jak swoje rozpieszczając nas. - opowiedziałam w skrócie.
Oczywiście pojawiły się pytania oraz kilka wspierających i
współczujących słów. To było naprawdę słodkie. Jednakże, gdy
usłyszeliśmy grzmot. Przez chwile światło się wahało. Mój młodszy brat
zbiegł z piętra i zawitał w salonie.
-
Andy. - spojrzałam na blondyna, mimo że w salonie było trochę ciemno.
Drobne światełka świeciły przy niektórych meblach. Wstałam, by usłyszeć,
co brat ma dopowiedzenia, po czym wróciłam do reszty.
- Mamy i dobrą i złą wiadomość, którą chcecie najpierw usłyszeć? - spytałam zgromadzonych. Chwilowe szepty.
- Najpierw zła. Dobre pozostaje się na końcu. - odezwała się Mia.
-
Zła jest taka, że kilka drzew się zawaliło na drodze, a przez pogodę
będzie trzeba czekać do jutrzejszego popołudnia. Dobra jest taka, że
albo możecie tu zostać, przenocować i oglądać przez całą noc maraton
horrorów. Zawsze też mogę pokazać wam basen i tam się przenieść. -
powiedziałam. Mój brat jedynie wywrócił oczami i wrócił do swojego
pokoju.
- Wracam do domu. - odezwało się kilka
osób. Może mój uśmiech był nieco za upiorny, ale skierowałam się z nimi
do drzwi. Gdy tylko je otworzyłam, niemalże natychmiast się wycofali i
wrócili. Zamknęłam drzwi i wróciłam do salonu.
-
Po lewej są pokoje dla gości. - powiedziałam i wróciłam do kuchni
zrobić sobie coś do picia. Gorąca czekolada, o tej porze jest najlepsza.
- Ktoś chętny na czekoladę? - spytałam. Oczywiście ja nie mogę, no,
chyba że wcześniej zażyje kilka tabletek. Wzięłam je, dlatego też teraz
mi bez różnicy.
- Przypadkiem czekolada ci nie szkodzi? - spytał chłopak, zabierając mi kubek z gorąca czekolada.
-
Wzięłam lęki, parę godzin wcześniej i będzie dobrze. W razie czegoś w
kieszeni mam strzykawkę. Bez zmartwień mamo. - powiedziałam i wzięłam od
niego kubek, choć niechętnie mi go oddał. Pociągnęłam go na kanapę,
podałam mu szklankę z lodem i whisky.
Sama usiadłam
w fotelu i wzięłam kolejną miskę chrupek. Zaczynał się nowy horror.
Domek w środku lasu, wycieczka. Można by było coś takiego zorganizować.
-
Jak myślicie, kto z was pierwszy, by zginął w takim miejscu? - padło
pytanie z moich ust. Czasem moje pomysły i pytania brzmi głupio, ale tak
już bywa.
- Pewnie ja. Taka głupia blondyna, która naiwnie pójdzie tam, gdzie oczywiście czyha niebezpieczeństwo. - odezwała się Mia.
- Jednak ty Mia nie jesteś blondynką. - odezwała się Rita.
- Utożsamiam się z tą biedną naiwniaczką. - rzekła Mia.
-
Skoro chcecie, to któregoś weekendu możemy skoczyć do domku
letniskowego moich rodziców. Znajduje się on w środku lasu. Sporo
atrakcji jest tam, chociaż lepiej nie przechadzać się nocą po strasznym
lesie. - zaproponowałam. Była to zwyczajnie luźna dyskusja i propozycja.
Na temat filmu, który akurat leciał. W sumie to chciałam tam wpaść,
gdyż gdy pojawią się rodzice, już nie będzie można robić sobie schadzek
do mojego domu. Niektórzy zwyczajnie szli spać, inni wciąż rozmawiali i
oglądali. Ja w zupełności dzięki czekoladzie nie miałam ochoty spać.
Dlatego, gdy zostałam sama, zaczęłam sprzątać. Gdy to uprzątnęłam.
Wzięłam sobie nowe przekąski i wróciłam na kanapę, by oglądać kolejne
filmy.
***
Około drugiej, ktoś
wstał i ruszył leniwie do kuchni po coś do picia. Kawa już była,
herbata także, woda i tabletki. Wszystko, gdyby ktoś potrzebował. Ja za
to pod kocem siedziałam na kanapie i oglądałam tym razem serial na
laptopie. Wygodniej mi było, gdyż mogłam się położyć i sobie oglądać.
Poza tym telewizja, by mogła innym przeszkodzić. Za to słuchawki nikomu,
liczę się z innymi. Nawet jeśli pokoje są dobrze wyposażone.
Dzwonienie
do drzwi mnie dziwiło o tej porze. Wstałam z kanapy i odłożyłam koc
obok. Ruszyłam leniwie i gdy spojrzałam przez sowie oko, zamurowało
mnie. Tej osoby, nigdy bym się nie spodziewała spotkać. Stałam przy
drzwiach i czekałam, aż pójdzie, jednakże starał się ów osobnik otworzyć
drzwi. Gdy zjawił się Xavier, mogłam go wykorzystać. Ruchem dłoni,
starałam się go przywołać. Gdy był blisko, sama też do niego podeszłam.
-
Możesz otworzyć drzwi i zwyczajnie go przegonić. - powiedziałam i
delikatnie popchnęłam Xaviera, do drzwi wejściowych. Stanęłam za nim i
chwyciłam za jego koszulkę. Naprawdę jestem waleczna, ale ten typek jest
strasznym potworem. Nawet policja nie pomaga ani sąd. Xavier otworzył.
Sam jego głos spowodował, że oplotłam swoimi rękoma Xaviera wokół pasa.
Ten ton powodował u mnie dreszcze i stres. Wiele razy sama chciałam go
zabić albo nasłać kogoś na niego, ale to, by nie pomogło. Gdyż wracał.
Gdy poczułam zaledwie dotyk jego palca na swojej skórze. Szybko zabrałam
ręce i się oddaliłam. Musiałam się ukryć, gdyż zwyczajnie nie
potrafiłam znieść. Mimo silnego charakteru, mam kilka demonów, których
się boje. Nawet jeśli z nimi zawalczę to one i tak są silniejsze.
Powinnam
go zastrzelić, jak miałam okazję. Odetchnęłam po fajce, którą parę
minut paliłam. Usiadłam na blacie w kuchni i szukałam jakiegoś jedzenia
do zamówienia. Kucharz ma dziś wolne wraz z resztą służby, dlatego też
muszę sobie sama poradzić. Po zjawieniu się Xaviera w kuchni wydawał
się, jakby mimo wszystko czekał na wyjaśnienia, choć mnie nie zmusza do
nich.
Zaczęłam jeść lizaka i spojrzałam na niego.
Związałam swoje długie włosy w dwa koki, by było mi wygodniej. Broń
została pod poduszką w pokoju. Nie byłam tam nawet. Jednakże miałam
chwilę nocy na wzięcie prysznica oraz przebranie się, więc zajrzałam do
garderoby obok mojego pokoju.
- Dzięki. Jeśli
ponownie się pojawi, odstrzelę mu ten parszywy łeb. - powiedziałam tak
jakby nigdy nic. - Za niedługo reszta wstanie i będziesz mógł wrócić do
baru. - dodałam. Zeszłam z blatu i wzięłam telefon, by opłacić dostawcę
jedzenia. Jednakże Xavier zastawił mi drogę.
Xavier?
Brak komentarzy
Prześlij komentarz