Nigdy nie przepadałam z Stanami Zjednoczonymi. I dlatego
nie jestem w stanie powiedzieć, jak prawie trzy lata temu wylądowałam
tu na studiach. Zawsze pytała się mnie o to większość rodziny, a jedyne,
co ja byłam w stanie odpowiedzieć, to "nie wiem". I jestem pewna, że
gdyby nie mój brat i Evander, nie byłabym w stanie się tu odnaleźć.
Ale
idąc przez River North kompletnie się nad tym nie zastanawiałam.
Przyglądając się każdej pojawiającej się hali i galerii i rozmawiając
przez telefon niemal zapomniałam, że obok mnie idzie dość spory kucyk,
będący w rzeczywistości psem. Jakie to miałam szczęście, że choć Evander
jest psem strasznie przeze mnie rozpieszczonym, to jednocześnie bardzo
posłusznym. Podenco szedł cały czas przy mojej nodze i pozwolił sobie na
przyspieszenie kroku dopiero w momencie gdy zauważył, że chowam telefon
do bordowej torebki. Chłopak też się ze mną trochę męczył — w końcu ile
można słuchać, jak właścicielka kłóci się z rodzicami o dokładną datę
przyjazdu na święta. To temat przez ostatnie miesiące ciągle przeze mnie
powtarzany, ale nie chciałam, żebym tak jak w zeszłym roku przyjechała
akurat, gdy moi rodzice są na innej wyspie. Na szczęście wtedy problem
bardzo szybko się rozwiązał, bo przyjęła mnie sąsiadka, a Pandora i
Sergio wrócili po paru godzinach, ale kto wie, jak byłoby następnym
razem? Którego, dzięki ciągłemu powtarzaniu tematu, miało nie być. Po
całym dniu łażenia po mieście i załatwiania moich spraw i pupil i ja
mieliśmy dość łażenia, więc chcieliśmy jak najszybciej dojść do domu —
tym bardziej że było już ciemno. Dlatego też moment, w którym wreszcie
dotarłam do kamienicy, w której mieściło się nasze mieszkanie, wydawał
się zbawieniem. Gdy tylko weszłam do środka odpięłam smycz Evandera,
który szybko położył się na swoim posłaniu, a ja zdjęłam buty,
sprawdziłam stan misek psa i położyłam się na kanapie, po paru minutach
nieświadomie zapadając w sen.
Po jakichś dwóch, a
może trzech godzinach, leniwie podniosłam powieki i uświadomiłam sobie,
co się właśnie stało. Cicho westchnęłam i bardzo, ale to bardzo powoli
wstałam i odnalazłam wzrokiem zegar, którego wskazówki wskazywały
godzinę 21:47.
- Trochę nam się pospało. -
Stwierdziłam, wstając i powoli i wdrapując się po drabinie na antresolę,
by wziąć piżamę. Bo co innego mogłam jeszcze zrobić o tej godzinie, jak
nie umyć się i zrobić coś totalnie nieproduktywnego?
Wzięłam
dość długi prysznic i przebrałam się w szarą, luźną piżamę. Choć w
Denver nawet jesienią było dość ciepło, to nie dość, że lubiłam spać
przy otwartym oknie, to jeszcze bywały sytuacje awaryjne, gdy Evander
musiał wyjść na dwór — a wtedy nie chciało mi się w nocy przebierać. Do
godziny pierwszej nie robiłam nic ciekawego, prócz wyjścia z psem na
chwilę na zewnątrz i porozmawianie z pewnym pijanym sąsiadem, a po
wejściu i ułożeniu się w łóżku szybko, naprawdę szybko zasnęłam.
Choć
była sobota, to miałam dość dużo do roboty — dlatego nastawiłam budzik
na godzinę 8:00 i, o dziwo, o tej właśnie porze się obudziłam i parę
minut później wstałam. Wzięłam szybki prysznic, wymyłam zęby i zajęłam
się przegrzebywaniem szuflad w poszukiwaniu czegoś ciekawego do ubrania —
ta część zajmowała mi rano najwięcej czasu. Koniec końców zdecydowałam
się na dżinsy z podwiniętą do kostki nogawką, granatową bluzę i tego
samego koloru płaszcz, a do tego różowe conversy i delikatny makijaż.
Tym razem uznałam, że nie ma sensu brać ze sobą mojej małej miłości.
Wzięłam ją na parę minut na dwór, by się załatwiła, a później zamknęłam
ją w mieszkaniu i ruszyłam w stronę innej kamienicy, w której mieszkał
Eros — czyli mój szanowny, idiotycznie nazwany braciszek. A jako że
bardzo chciałam przejąć rolę budzika i obudzić go mocnym waleniem w
drzwi, szłam bardzo energicznie, ze słuchawkami w uszach, kompletnie nie
zwracając uwagi na ludzi wokół mnie. I, właśnie przez ten błąd, mocno
się z kimś zderzyłam, zauważyłam kawę na chodniku, a później podniosłam
wzrok na osobę, której to napój wylądował tam, gdzie zdecydowanie nie
powinien. Tą osobą była kobieta, parę centymetrów ode mnie niższa, o
kruczoczarnych, zdecydowanie robiących wrażenie, włosach. No, jej
reakcja na to zderzenie zdecydowanie nie była pozytywna.
- O matko, strasznie cię przepraszam...- Wydusiłam. - Kompletnie cię nie zauważy...
-
Nie ma sprawy, ale rozlałaś mi kawę. - Powiedziała dość chłodnym
głosem, przenosząc wzrok na chodnik, a następnie z powrotem na mnie.
Uniosłam brwi, dość zdziwiona jej reakcją. No bo czy wina nie leżała też po jej stronie?
-
Ty też chyba niezbyt uważałaś na to, co się dzieje wokół ciebie. -
Widząc niezmieniający się wyraz twarzy młodej kobiety, westchnęłam. -
Odkupię ci tę kawę, jeśli tak bardzo ci na niej zależy.
Miley?
Brak komentarzy
Prześlij komentarz