Wpadłam najpierw do domu rodzinnego, gdyż chciałam, by
Andy mi w czymś pomogła. Drobny remont odbywał się w moim apartamencie,
dlatego też chciałam ją prosić o pomoc. Ta to się zna na wszystkim i wie
co wybrać, by pasowało odpowiedniej osobie. Potem pojawiła się rozmowa
przez kamerkę z tatą i Airyn. Smutek mamy i zakupy. Może wtedy coś się
wybierze. Odnalazłam dwie pasujące do mnie sukienki. Gdy nie wiedziała,
czy mam jakąś wybrać. Siostra zaproponowała obie, gdyż to "prezent od
ojca". Po części to prawda.
W pewnym momencie
zadzwonił mój telefon. Musiałam skoczyć do apartamentowca oraz pogadać z
ekipą. Był tam przyjaciel mojej byłej dziewczyny, dlatego też
wiedziałam, że można na nich liczyć. Przekazałam mamie, że muszę się
urwać.
Wróciłam po niecałej
godzinie do apartamentu, pogadałam z ekipą, ustaliłam co i jak.
Pilnowaniem zajęła się gosposia, która ma wiele talentów, oraz nie tak
łatwo jest okraść ją albo jej gospodarzy. Coś w swoim rodzaju pomoc
domowa oraz ochrona w jednym. Zazwyczaj są przysyłani przez rodziców,
gdyż jak to ujęli. "Ich dzieci muszą być bezpieczne". Akurat, gdy jadłam
przygotowany obiad, zadzwoniła do mnie znajoma z River and Roads.
Dokładniej to właścicielka. Chce zorganizować przyjęcie, okazja to
spotkanie po latach starszych roczników. Często pojawiali się zarówno na
kampusie, jak i w kawiarni. W sumie to było to takie miejsce, gdzie
miło było spędzać czas. Należę do tego grona, gdyż przeskoczyłam kilka
klas. Do kawiarni zjawiałam się, by móc coś narysować, albo też
zwyczajnie zaprzyjaźnić się z osoby, które tam pracowały. Z takich osób
to jedynie szefowa pozostała, a reszta świeżynki. Niektórzy się po
przeprowadzali, inni wyjechali, albo założyli rodzinę. Airyn nawet się
tam czasem pomaga, gdy brakuje im rąk do pracy, albo też starają się
rozprowadzić nowy towar. Airyn ma to do siebie, że komunikuje się, z
dowolną osobą. Do tego wszystkiego jej śliczna twarz przyciąga
chłopaków, przez co jej więcej klientów, a gdy brakuje rąk do pracy, to
pojawią się wolontariusze.
***
Gdy
się wstępnie ogarnęłam i nieco na wygimnastykowałam się z tymi
niesfornymi kosmykami, już miałam wychodzić z mieszkanka, jednakże przed
tym jeszcze musiałam odebrać. Okazało się, że po drodze mam skoczyć do
galerii oddać musiałam jeden z obrazów. Miał zostać ukończony miesiąc
temu, ale się to przeciągnęło, gdyż nie wiedziałam jak go skończyć. Nie
przemawiał do mnie, więc miałam lekki dylemat.
Tuż
przed wyjściem zajrzałam do uporządkowanego schowka z obrazami. Był
swego rodzaju katalogiem, z obrazami. Wybrałam ten, co był zapakowany.
Karteczka, która była na nim przyczepiona, dawała mi doskonałe
zrozumienie.
"Rachel, twój talent nie zna granic —
chociaż mówiące obrazy to bywa dziwaczne. To dzieło miało zostać oddane
miesiąc temu, jednakże dopiero kilka dni temu zostało ukończone”.
Notka
idealna od mojej osoby. Często rodzeństwo dawało mi takie komplementy
albo też ciekawostki, które przychodziły im na myśl o mojej osobie.
Wyszłam
po kwadransie i udałam się autem do galerii sztuki. Porzuciłam jedynie
obraz, wejściem dla personelu. Gdyż wolałam się nie ujawniać. Valentine,
nigdy się nie pokazał publicznie. Są jednakże osoby, które znają moją
tożsamość i należą do elity, która pomaga ludziom w zakupie mych dzieł.
Przed wejściem czekała jedna z moich wspólniczek. Można ją tak nazwać,
gdyż zajmuje się zarówno sprzedażą, jak i formalnościami, a ja zajmuje
się wszystkim innym. Zjawiam się czasem, by przejść się po galerii,
posłuchać co ludzie mają do powiedzenia.
***
W
kawiarni, byłam po niecałej godzinie. Zaparkowałam. Dawne czasy,
pamiętam nie tak dawno, te często tu witałam. Lepiej znajdowałam się w
kawiarni niż na kampusie. Zamknęłam samochód, gdy z niego wysiadłam.
Schowałam kluczyki do plecaka i ruszyłam do środka ciepłego i
przytulnego wnętrza kawiarenki. Mało osób dziś było. Dlatego też
skierowałam się do jednej z pracownic.
- Poprosisz
szefową. Powiedź, że przyszła Rachel. - powiedziałam do dziewczyny.
Usiadłam sobie przy jednym ze stolików i zamówiłam deser lodowy, po nim
lepiej mi się myśli. Oczywiście mogłam zamówić też do picia, ale lepiej
nacieszę się lodami. Musiałam jedynie poczekać na znajomą. Dobre, że
pamiętałam, by wspomnieć swoje imię. Inna dziewczyna. Ładna blondynka
przyniosła mi zamówione lody. Na plakietce miała swoje imię napisane.
Annabell, naprawdę ładne imię.
- Studiujesz malarstwo Annabell? - spytałam dziewczyny.
- Skąd o tym wiesz? - dopytała dziewczyna. Ruchem dłoń wskazałam krzesło przed sobą.
-
Pachniesz farbami. Twoje dłonie, oczy i aura. Mówi, że to, co robisz,
jest zamiłowaniem, które zostało przekazane, przez kogoś ci bliskiego.
Poza tym twoje ubranie ma drobne plamki po farbach. - wyjaśniłam po
krotce. Jeśli chodzi o malarstwo, wiem dużo na ten temat. - Wybacz, tak
się rozgadałam, że nawet się nie przedstawiłam. Rachel.. - akurat, gdy
miałam podać nazwisko, wpadła szefowa tego też miejsca. Wstałam i ją
uścisnęłam.
- Widzę, że poznałaś Annabell. Annabell to jest Rachel Shangri-la. - przedstawiła mnie.
- Właśnie miałam jej się przedstawić, ale wpadłaś już huragan. - zaśmiałam się na własne słowa.
- Jest ktoś, kto ma takie samo nazwisko i tu pracuje. - rzekła Ann.
-
To moja młodsza siostra. - odpowiedziałam, by nie było jakiegoś
dziwnego spojrzenia. Ponownie usiadłam. Szefowa nie pozwoliła odejść
Ann. Po czym zwróciła się do nas obu. Ja w tym czasie zajmowałam się
zajadaniem smakołyków, nim się rozpuszczą.
- Masz dla was zadanie. - rzekła.
Annabell?
Brak komentarzy
Prześlij komentarz