Dźwięk niedomagającej
klimatyzacji wydającej swe ostatnie tchnienie w rogu sali, dwa długopisy
stukające w ławkę gdzieś z przodu i przy oknie, a na sam koniec, niczym
wisienka na torcie, olbrzymia, tłusta mucha latająca w kółko nad głową
Winter w akompaniamencie bzyczenia głośniejszego niż młot pneumatyczny.
Nie, w takich warunkach naprawdę nie dało się skupić. To znaczy, co
oczywiste, nie żeby dziewczyna jakoś wielce do tego skupienia się
przykładała (wykład ze strategii zapobiegania przestępczości - czy ona
wyglądała, jakby planowała zapobiegać przestępczości?), ale nawet gdyby
chciała, i tak byłoby to niemożliwe. Nawet nie mogła się zdrzemnąć, choć
przynudzający głos profesora brzmiał niczym dziwnie uspokajająca
kołysanka, tak więc ostatecznie wydała z siebie nieme fuknięcie, przez
przypadek zrzuciła zeszyt koleżanki obok, głęboko pochłoniętej
notowaniem, co, nawiasem mówiąc, wydawało się Winter wręcz niepojęte, i,
jakby nigdy nic, wyszła z pomieszczenia, zatrzaskując drzwi ze
zdecydowanie za dużym hukiem. No cóż, najwyraźniej na tym nieboskłonie
przyszło świecić tylko jednej gwieździe i ewidentnie nie chodziło o
wykładowcę. W chwilach jak ta zastanawiała się, co w ogóle robiła na
studiach. Przecież to nie dla niej! Oczywiście nie chodziło o to, że się
nie nadawała lub, o zgrozo, nie była na tyle mądra; wręcz przeciwnie!
Ona marnowała swój potencjał! Gdyby tylko ojciec nie zaczął jej
kontrolować dziesięć razy bardziej po tym, jak na własne oczy zobaczył
córeczkę rozkładającą karty przed ludźmi, z którymi na co dzień, cóż,
raczej nikt nie ma ochoty się widywać, mogłaby robić już karierę. Nie
wiedziała, jaką dokładnie, ale z jej zdolnościami wystarczyłaby chwila,
by całe Las Vegas ścisnęła w swej drobnej garści.
Rozmarzona ruszyła
chodnikiem przed siebie, nie do końca wiedząc, co ze sobą zrobić.
Wieczór planowała spędzić tak, jak każdy - nie wiedziała jeszcze
dokładnie gdzie, ale na pewno świetnie się bawiąc. Ale teraz? Dopiero
dochodziło południe i nagle uświadomiła sobie, że codzienność bywa
czasem zdecydowanie zbyt nudna. Westchnęła cicho niczym pobity
szczeniak, jednak smutna mina szybko ustąpiła miejsca iskierkom
ekscytacji. Wielkie umysły nigdy się nie nudzą (czy coś takiego, nie
wiedziała dokładnie, ale kiedyś gdzieś coś takiego przeczytała), więc
jeśli przygoda nie znalazła jej, ona sama tę przygodę znajdzie. Ale
najpierw toaleta. Pęcherz jak u wiewiórki i trzy puszki zdecydowanie
zbyt chemicznego napoju z samego rana to nie był, hm, delikatnie mówiąc,
najbystrzejszy pomysł, a koncept załatwiania się w publicznej toalecie
obrzydzał ją tak, że rozważała kucnięcie w krzaczku. Niestety zbyt duża
ilość osób skutecznie ją przed tym powstrzymała. Winter lubiła wyzwania,
ale równocześnie nie należała do głupich. No cóż, tak czy inaczej
musiała w końcu udać się na miejsce i, jak zresztą zawsze, los się do
niej uśmiechnął, gdyż pomieszczenie lśniło czystością. No dobra, nie
przesadzajmy. Ale na pewno nie wyglądało tragicznie, ani nawet źle.
Po
załatwieniu wszystkich potrzeb i zbyt długim wpatrywaniu się w lustro
pomyślała sobie, że w sumie to czemu by nie wyłożyć sobie kart. W
toalecie nie znajdował się nikt prócz niej (chociaż i tak nie robiło jej
to absolutnie żadnej różnicy), a miło się tak czasem zrelaksować.
—
Kimkolwiek jesteś, twoje pojawienie się tu zobowiązuje cię do zagrania
ze mną w karty — odezwała się, nie odwracając jednak głowy, gdy zaraz po
wyciągnięciu talii drzwi wejściowe cicho skrzypnęły. Fantastycznie! Jak
widać przygodę dopaść można nawet w toalecie.
hej ktokolwiek zapraszam
Brak komentarzy
Prześlij komentarz