-Mówię ci powinieneś to poważnie rozważyć - rozległ się głos z głośnika telefonu.
Siedziałem w biurze, przy biurku ze splecionymi dłońmi opartymi o blat uważnie słuchając pomysłu wujka. Gładziłem bezwiednie kciukiem tatuaż na dłoni rozważając propozycję mężczyzny.
-Tylko z Denver do Vegas jest jedenaście godzin. Niewykonalne jest jednoczesne siedzenie tu i pilnowanie interesu w stolicy grzechu.
-Słuchaj na decyzję masz dwa miesiące, bo ofertę dostałem, że tak powiem przedpremierowo. Lokal jest świetny, lokalizacja nie mogłaby być lepsza, więc myślę, że koszty powinny zwrócić się góra do roku -mówił podekscytowanym tonem. Kiedy Ernesto Mares na coś się nakręci zaczyna niesamowicie piszczeć. - Rozważ to, bo jest to bardzo dobra oferta. A w Denver nic takiego cię nie trzyma. Rodzinkę możesz trochę rzadziej odwiedzać, a klub możesz zostawić spokojnie pod czyjąś opieką i od czasu do czasu pokazać się, aby podpisać faktury.
Pokręciłem głową wiedząc, że ten zafiksował się do reszty i zrobi oraz powie wszystko, abym się zgodził.
-Obiecuję, że się nad tym zastanowię, ale na razie muszę zobaczyć co się dzieje na sali i czy reszta nie potrzebuje dodatkowego wsparcia.-powiedziałem podniosłem się z miejsca i ruszając do wyjścia.
Gdy tylko otworzyłem drzwi do moich uszu dotarła głośna muzyka. Zszedłem na główną salę uwarzenie rozglądając się po klubie, zmierzając w stronę baru. Za kontuarem stał jedynie Scott, jeden z najdłużej pracujących tu osób. Usiadłem ciężko na hokerze, czekając aż podejdzie.
-Spokojnie? - Zapytałem, kiedy znalazł się przede mną przecierając szklankę.
-Jak to zwykle w tygodniu, bez większych ekscesów. Za to szef wygląda jakby potrzebował czegoś mocnego.
Zaśmiałem się przeczesując włosy.
-Nawet nie wiesz jak bardzo, ale jestem samochodem i mam potem parę spraw do załatwienia...
Spokojną atmosferę zakłóciło wtargnięcie jednej z dziewczyn, która wypadła z zaplecza. Była to Mia, która dziś miała zmianę. Rozejrzała się spanikowana, a gdy wzrokiem odnalazła mnie na jej twarzy wymalowała się lekka ulga.
-Szefie pilnie potrzebujemy pomocy na zewnątrz -rzuciła szybko oddychając jakby wcześniej pędziła tu co sił.
Zerwałem się z miejsca ruszając za nią. W kilku szybszych krokach dogoniłem ją.
-Co się dzieje?
-Wyszłyśmy z Andy na papierosa i zobaczyłyśmy, że jakiś typ zaczepia dziewczynę, a nie reagował, na żadne zaczepki...
-I dobrze, bo jeszcze by brakowało aby na was się rzucił -przerwałem im poddenerwowanym tonem.
Wypadłem za nią na zewnątrz szybko namierzając osobnika. Minąłem rudowłosą, która próbowała zwrócić na siebie uwagę faceta. Szybko dopadłem go odciągając za kołnierz od niebieskowłosej. Mężczyzna rozejrzał się zdezorientowany próbując się wyrwać.
-Puszczaj mnie -warknął, ponownie się szarpiąc, na co zacisnąłem mocniej pięść. -Nie wpiep*zaj się w nieswoje sprawy.
Kątem oka widziałem jak dziewczyny odciągają zapłakaną niebieskowłosą, pomagając jej ogarnąć się. Odwróciłem gościa w swoją stronę. Uderzył mnie zapach mogący równać się tylko z gorzelnią.
-Tak się składa, że na moim terenie to moje sprawy. Tak ciężko przyjąć odmowę?
-Powiedziałem, nie twoja sprawa -wybełkotał popychając mnie. A raczej próbując to zrobić, ponieważ przez jego stan zrobił to na tyle niedokładnie, że jedną ręką trafił mi pod ramię. Jestem cierpliwym człowiekiem, ale wiem, że niektóry trudno przemówić do rozsądku.
-S*ka się ze mną drażniła, widziałem że tak naprawę tego chce. Aż się rwała do zabawy. Jak wszystkie te dz*wki
I to zdanie całkowicie wykończyło resztki opanowania. Przywołałem na twarz kpiący wraz, udając niesamowicie przygnębionego.
-Oh jaka szkoda, że nie dokończyłeś tych swoich zabaw, bo byłeś aż tak pijany, że przewróciłeś się i złamałeś nos -powiedziałem z nutą zawodu.
Ostatnią rzeczą jaka zarejestrowałem była jego zdezorientowana mina, po czym szybkim ruchem odwróciłem go do siebie tyłem i popchnąłem do przodu, kiedy robił krok, podstawiłem mu nogę przez co wylądował twarzą w chodniku. Rozległ się chrzęst złamanego nosa, a na kostkę polała się czerwona posoka. Podniosłem gościa, sprawdzając wcześniej jego puls i posadziłem pod ścianą przy śmietniku. Przynajmniej był w swoim naturalnym środowisku. Wyprostowałem się i podszedłem do dziewczyn.
-Nic ci nie jest? -Zapytałem niebieskowłosej, na co pokręciła głową pociągając nosem. -Zabierzcie ją na zaplecze i pomóżcie się uspokoić –rzuciłem do dziewczyn. Kiedy odchodziły dodałem jeszcze: -dziewczyny, brawo za reakcję.
-Nie można było inaczej –rzuciła Andy.
Wziąłem głęboki wdech i wróciłem do nieprzytomnego faceta, aby wyciągnąć go do głównej i wsadzić do taksówki.
***
Ustałem na środku pogrążonego w ciszy klubu. Scott rzucił krótkie pożegnanie wychodząc z budynku. Miał co prawda ogarnąć do czysta i pozamykać, ale musiał wracać aby udobruchać ciężarną narzeczoną. Mi się właściwie nigdzie za bardzo nie śpieszyło i lubiłem tu przebywać. Zabrałem się za czyszczenie blatów, delektując się otaczającym mnie spokojem. Ten moment lubiłem najbardziej. Kiedy całą przestrzeń nie tak dawno dudniącą od muzyki wypełniała nicość. Moje spojrzenie mimowolnie padło na drążek pośrodku sali. Uśmiechnąłem się pod nosem na napływające wspomnienia. Pięć lat temu z pewną olśniewającą jasnowłosą spędzaliśmy tu wspaniałe chwile. Ruszyłem w stronę baru, kiedy z zaplecza wyszła rudowłosa.
-O, myślałam, że dziś Scott zamyka –powiedziała poprawiając torbę na ramieniu.
-Dziś wszystkim coś wypada. Mama mii przeżywa załamanie, a na Scotta czeka wściekła narzeczona, więc musiał jechać ją uspokoić –powiedziałem stając za kontuarem, po czy zerknąłem na zegarek. –Ty z resztą też już dawno powinnaś być w domu.
-Musiałam nieco ogarnąć na zapleczu.
Pokiwałem głową zastanawiając się moment, rozważając pomysł. W tym czasie, dziewczyna grzebiąc w torebce, poszukując czegoś. Złapałem za notes i długopis, postanawiając sprawdzić czego brakuje.
-Jesteś samochodem? –Zapytałem w końcu, sprawdzając stan alkoholu i zapisując braki.
-Nie, przyjechałam z Mią.
-Odwiozę cię, włóczenie się o tej porze czy chociaż powrót taksówką to średni pomysł – powiedziałem odwracając się do niej. –I powiedzmy, że w nagrodę za właściwą reakcję na sytuację przed klubem, mogę zaoferować ci drinka.
–Tylko czy szef na pewno wie, co się tu robi i co jest właściwie do czego? –Rzuciła uważnie lustrując mnie wzrokiem.
Zaśmiałem się kręcąc głową.
-No teraz to czuję się urażony. Wybaczę tylko dlatego, że nie za długo pracujesz i nie pamiętasz czasów dinozaurów. Co więcej byłem w tym przynajmniej dobry. No chyba, że odmawiasz darmowego alkoholu to biorę kluczyki i odwiozę cię do domu.
Andy?
Brak komentarzy
Prześlij komentarz